Śmierć kierowcy ZUS nie płaci
Przypomnijmy, 6 września ubiegłego roku, na końcowym przystanku autobusu MPK w częstochowskim Mirowie, kierowca został zaatakowany w kabinie przez pasażera, byłego komandosa. Kierowca zmarł. Zajście zostało zarejestrowane przez kamerę zainstalowaną w autobusie. Początkowo policja nie zareagowała na zapis wideo. Dopiero po naszym artykule i interwencji w prokuraturze wszczęto śledztwo.
Przed sądem toczy się proces byłego komandosa, którego prokuratura oskarżyła o naruszenie nietykalności osobistej kierowcy i zastraszanie świadka (dzisiaj kolejna rozprawa, oskarżony nie zgłaszał się na wcześniejsze rozprawy).
Bez odszkodowania
Powiedziano mi, że nie należy mi się odszkodowanie za śmierć męża - mówi wdowa Maria Chudzik. - Skierowałam sprawę do sądu. Przed sądem będę dochodziła odszkodowania. Mąż był sprawny fizycznie, nigdy się nie leczył na serce. Płacił składki 40 lat.
- Lekarz orzecznik ZUS stwierdził, na podstawie dostarczonej nam przez wdowę dokumentacji medycznej, że nie było bezpośredniego związku między śmiercią pracownika a wypadkiem przy pracy - odpowiada Ewa Jęczmyk, rzeczniczka ZUS-u w Częstochowie.
Tymczasem biegły sądowy przedstawił prokuraturze opinię, w której stwierdza, że stres oraz emocje wywołane zdarzeniem w sposób pośredni mogły przyczynić się do zawału serca kierowcy. - Dla nas było oczywiste, że śmierć naszego pracownika to był wypadek przy pracy - twierdzi Roman Bolczyk, prezes MPK w Częstochowie.
Podnieśli składkę
I ZUS pośrednio też to przyznaje - podniósł składkę dla MPK z powodu śmiertelnego wypadku kierowcy. Przedsiębiorstwo zostało obciążone podwyższoną składką z tytułu ubezpieczenia wypadkowego pracowników za okres od 1 kwietnia 2013 do 31 marca 2014. Z decyzji ZUS-u wynika, że składka została podniesiona za śmiertelny wypadek w pracy w 2013 roku. - Śmierć pana Andrzeja była jedynym wypadkiem w 2013 roku w naszym przedsiębiorstwie - mówi prezes Roman Bolczyk. - Musimy odprowadzić do ZUS-u 70 tys. zł więcej.
To prezes po obejrzeniu zapisu z kamer autobusu stwierdził, że jego pracownik został zaatakowany. Potem oskarżony, były komandos, wyciągnął nieprzytomnego kierowcę z autobusu i próbował go reanimować. - Ja nawet po śmierci męża, chciałam odszukać tego człowieka i podziękować mu za próbę ratowania męża - wspomina Maria Chudzik.
W toku śledztwa ustalono, że były komandos Mariusz C. wszedł do kabiny kierowcy, zaczął go szarpać i uderzać. Miał pretensje, że autobus nie zatrzymał się na przystanku przy ul. Turystycznej, lecz dopiero na ostatnim. Gdy kierowca poprosił pasażerkę o wezwanie policji, Mariusz C. zagroził jej pobiciem. Podczas szarpaniny kierowca osunął się na podłogę. Mariusz C. wywlókł go nieprzytomnego z autobusu i zaczął cucić. Przyjechało pogotowie, niestety, kierowca zmarł. Na prośbę rodziny prokurator zlecił sekcję zwłok. Stwierdzono zawał serca.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?