Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jan Uchnast - radiowy zapaleniec z Myszkowa. Krótkofalarstwo oknem na przedwojenny świat

AH
Jan Uchnast - radiowy zapaleniec z Myszkowa. Krótkofalarstwo oknem na przedwojenny świat. W okresie przed drugą wojną światową na terenie naszego kraju rozwijało się krótkofalarstwo. W latach 20. i 30. ubiegłego wieku wraz z rozwojem radiofonii pojawiali się także pasjonaci radiostacji, którzy konstruowali własne odbiorniki. Umożliwiały one nawiązywanie kontaktów z zagranicą, często z zapaleńcami nawet z drugiego krańca świata. Przed wojną mało kogo było stać na takie nowinki.

Jan Uchnast - radiowy zapaleniec z Myszkowa. Krótkofalarstwo oknem na przedwojenny świat

Jedną z osób, która zajmowała się krótkofalarstwem, był Jan Uchnast z Myszkowa. Dwa albumy, w których znajduje się blisko 600 kart, potwierdzających połączenia radiowe, trafiła do bogatych zbiorów częstochowskiego antykwariusza, Zbigniewa Biernackiego. Przekazał je syn radiowca, Wojciech Uchnast.

Kolekcja obejmuje karty z lat 1935-1936. Były one potwierdzeniem nawiązanych kontaktów w radiowej przestrzeni. Najwięcej kart i pamiątek pochodzi z krajów sąsiadujących wówczas z Polską: Czechosłowacji, Rumunii, czy przede wszystkim Niemiec i Związku Radzieckiego. Są jednak i karty pochodzące z tak odległych zakątków świata, jak Brazylia, Egipt, czy Stany Zjednoczone. To tylko niezbywalny dowód na to, jak ogromną wiedzę posiadał Jan Uchnast, bo radiostacja na tamtejsze realia, była ogromną nowinką techniczną, która wymagała zarówno wiedzy, jak i nakładów finansowych.

Młody Jan Uchnast prawdopodobnie sam skonstruował urządzenie. Każda z radiostacji miała określony symbol. Myszkowianin opatrzył ją symbolami SP1EY. Pasją do krótkofalarstwa młody Uchnast zaraził się prawdopodobnie na studiach w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

– Miał na to potrzebne środki, bo rodziców miał dość zamożnych. Wszystko praktycznie zbudował sam, zakupił jedynie kwarc o określonej częstotliwości, a resztę dobudował. Pasjonaci radiostacji kupowali lampy, kondensatory, oporniki i zasilacze i tworzyli radiostację – wspomina syn, Wojciech Uchnast.

W tamtejszych realiach technika w wielu aspektach dopiero raczkowała, a pierwsze radiostacje wymagały od ich twórców także cierpliwości. Wojciech Uchnast porównuje pionierskie wynalazki w dziedzinie radiofonii do najprostszych telefonów.

– Często zanikał głos i nie było nic słychać. Radiowcy siedzieli godzinami z uchem przy głośniku, więc uzyskanie łączności z kimś, to był już sukces sam w sobie. Później potwierdzali to wysyłanymi kartami – dodaje Wojciech Uchnast. – W Myszkowie, gdzie stała radiostacja, ojciec miał rozciągniętą linię między dwoma bukami, bo takie duże drzewa rosły w ogrodzie. Do tego była rozciągnięta antena, która spleciona była z miedzi, izolatora, a do tego odejście, które podłączone było do czegoś.

Radiowcy nadawali albo za pomocą Alfabetu Morse’a, a gdy ktoś dysponował już lepszym sprzętem, wówczas mogli komunikować się poprzez mikrofon, w zależności od jego zasięgu.

Pasja do krófkofalarstwa niekiedy przechodzi z pokolenia na pokolenia. Tak jest właśnie w przypadku rodziny Burkhardt z Florydy, z którą kontaktował się jeszcze młody Jan Uchnast. Teraz w eter nadają kolejni przedstawiciele tej rodziny.

– Gdy przeszukiwałem poszczególne karty, to natknąłem się na tę rodzinę i dotarłem do informacji, że w dalszym ciągu nadają i interesują się krótkofalarstwem. Teraz tradycję przejął już chyba wnuk Burkharta w trzecim, czy czwartym pokoleniu. Cały czas porozumiewają się na fonii przez radiostację – dodaje Wojciech Uchnast. Syn zapalonego radiowca zdecydował się jednak oddać kolekcję.


Wojna przyniosła kres zainteresowaniom

Z radiostacją utworzoną przez Jana Uchnasta wiąże się kilka anegdotek historycznych. Przygoda Jana Uchnasta z krótkofalarstwem zakończyła się, z konieczności, w czasach okupacji niemieckiej.

– Niemcy w 1939 roku rozwalili stację. Mieli namiary, kto nadaje. Rozwalili radiostację siekierą. Jednocześnie zabrali zbiory monet i medali i motyli, które kolekcjonował ojciec. Zabrali wszystko do samochodu i odjechali. Kapownictwo było niestety szeroko rozwinięte. Być może robili nasłuchy i wyłapywali, kto się komunikuje – dodaje syn radiowca.

W czasie wojny do domu rodziny Uchnastów, która zamieszkiwała przy ulicy Kościelnej (obecna gazownia), zakwaterowano ówczesnego burmistrza miasta, Hansa Klonka. W styczniu 1945 roku, gdy Rosjanie zaczęli zbliżać się do miasta, po burmistrza przyjechał posłaniec na motocyklu. Burmistrz zebrał się i uciekł w popłochu. Na wieść o tym wszyscy domownicy zaczęli niszczyć wszelkie ślady pięcioletniego pobytu hilerowca, łącznie m.in. z choinką ozdobioną bombkami z wizeurnkiem Hitlera i zeppelinów ze swastykami. Burmistrz jednak wrócił po dwóch godzinach, ale później uciekł już na dobre z miasta.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czestochowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto