Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

19-latek pokonał trasę z Częstochowy do Rzymu rowerem! W ten sposób wsparł podopiecznych częstochowskiego hospicjum

Katarzyna Stacherczak
Katarzyna Stacherczak
Marcel Posmyk/Katarzyna Gwara
19-letni Marcel Posmyk, tegoroczny maturzysta, postawił przed sobą nie lada wyzwanie. Postanowił pojechać rowerem z Częstochowy do Rzymu! Jak pomyślał, tak zrobił. W ciągu 13 dni pokonał ponad 2 tysiące kilometrów. Nie była to jednak zwyczajna wyprawa - miała wymiar charytatywny. Tegoroczny maturzysta przy tej okazji zorganizował bowiem zbiórkę. Dochód trafi między innymi do Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej Ziemi Częstochowskiej. Marcel pełen wrażeń spotkał się już z podopiecznymi częstochowskiego hospicjum i z rozbrajającą szczerością opowiadał o swoich przygodach.

19-latek pojechał rowerem z Częstochowy do Rzymu

Marcel Posmyk jest tegorocznym absolwentem Zespołu Szkół im. Bolesława Prusa w Częstochowie. W wolnych chwilach trenuje MMA i jeździ na rowerze. Ostatnie kilka miesięcy to dla niego bardzo intensywny czas. Upłynął on przede wszystkim na przygotowaniach do matury, a także treningach do wielkiej rowerowej wyprawy. Zaplanował bowiem, że pojedzie rowerem z Częstochowy do Rzymu. Treningi rozpoczął już w styczniu. Początkowo wielu jego plany traktowało z lekkim przymrużeniem oka. Nastolatek jednak jak zapowiadał, tak zrobił.

Po maratonie maturalnym, dokładnie 29 maja, wyruszył na wielką wyprawę. Miejscem startu był plac przed Zespołem Szkół im. Bolesława Prusa w Częstochowie. Na dwóch kółkach zamierzał spędzić blisko miesiąc. Okazało się jednak, że swój cel osiągnął wcześniej niż to planował - zamiast 20 dni jechał zaledwie 13.

- Cała wyprawa przebiegła zgodnie z planem - mówi Marcel Posmyk. - Zrealizowałem ją o siedem dni szybciej niż to zakładałem. Okazało się więc, że moja wydolność jest bardzo dobra. Trasa przebiegła właściwie bez problemu. Nawigacja dobrze mnie prowadziła - przyznaje Marcel Posmyk.

Nie było łatwo...

Oczywiście nie było lekko, łatwo i przyjemnie. Już dzień przed wyprawą Marcela zaczęła boleć noga.

- Nie brałem jednak pod uwagę tego, żeby zrezygnować. Stwierdziłem, że pojadę tak, czy siak - z nogą, czy bez - podkreśla ze śmiechem. - A tak całkiem na poważnie, miałem dwa kryzysy i wtedy muszę przyznać, że płakałem... Szybko jednak przywołałem się do porządku, jechałem dalej, cały czas do celu. Nie miałem typowych chwil zwątpienia. Wiedziałem, że dotrę tam, gdzie sobie zaplanowałem - opowiada.

W pewnym momencie zawiódł też sprzęt.

- We Włoszech padła mi elektronika. Na jednym z etapów mojej podróży było mokro, wilgotno i deszczowo. Gdy zjechałem niżej z gór, wszystko zaczęło parować. Nie miałem za to problemów z rowerem - nawet raz nie musiałem zmieniać dętki. Spisał się, więc bardzo dobrze. Jechałem na rowerze, który wypożyczyła mi jedna z częstochowskich firm - dodaje.

Marcel Posmyk pojechał w ciemno

Marcel pojechał zupełnie w ciemno - nie rezerwował wcześniej żadnych noclegów. Nocował albo na polu namiotowym, albo na łonie natury, albo u znajomych, albo u zupełnie obcych ludzi. Pierwszą noc - po przejechaniu 160 kilometrów - spędził na terenie przed remizą strażacką w Czechach.

- Poznałem wielu świetnych ludzi. Niektórzy - zupełnie obcy - częstowali mnie jedzeniem, a po nieco bliższym poznaniu zapraszali i oferowali nocleg. To było niezwykle miłe. Jeden pan, u którego spałem w Czechach postanowił nawet wybrać się ze mną na przejażdżkę i poprowadził w kierunku granicy z Austrią. Poznałem też rowerzystę, który przejechał kiedyś z Wiednia do Madrytu! Swój na swojego zawsze trafi. Poza tym spotkałem 34-latka z Holandii, który szedł ze swojego kraju do Rzymu. To było podczas 87 dnia jego wędrówki - wspomina.

Czasem aura mocno dawała się we znaki - niekiedy było palące słońce, a innym razem ulewne deszcze. Co było najtrudniejsze w całej wyprawie?

- To bardzo ciężkie pytanie. Każdy dzień niósł za sobą różne przeciwności. Najtrudniej było chyba widzieć cały czas szklankę do połowy pełną... - dodaje zamyślony.

Co ciekawe, była to pierwsza zagraniczna podróż Marcela. I to w zupełnej samotności. Choć właściwie nie tak do końca - 19-latek miał dwóch nieodłącznych towarzyszy podróży - to malutkie maskotki, Zosia MMA i Misiek.

- Nie chciały mi jednak pomóc pedałować - wolały siedzieć w plecaku - wyznaje ze śmiechem.

Wyprawa rowerowa z Częstochowy do Rzymu miała wymiar charytatywny

Rowerowa wycieczka z Częstochowy do Rzymu nie była zwykłą wyprawą - miała bowiem wymiar charytatywny. Tegoroczny maturzysta przy tej okazji zorganizował bowiem zbiórkę.

- Już od jakiegoś czasu myślałem o tym, aby wybrać się gdzieś w dłuższą rowerową podróż z namiotem. Staram się też angażować w różnego rodzaju akcje charytatywne i pomagać, jak mogę. Postanowiłem to połączyć. Stwierdziłem, że być może ktoś zainteresuje się moim pomysłem i uda się zebrać trochę pieniędzy - podkreśla.

Inicjatywa Marcela odbiła się szerokim echem zwłaszcza w Częstochowie. W efekcie wpłynęła całkiem pokaźna kwota. W sumie udało się zebrać 12 853 zł.

- Wciąż jednak zastanawiam się, co mógłbym zrobić lepiej, żeby ta kwota była wyższa - przyznaje Marcel.

Pieniądze trafią do hospicjum w Częstochowie

Cały dochód ze zbiórki zorganizowanej przez Marciela zostanie przeznaczony na podopiecznych Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”, Hospicjum Dziecięce i Stowarzyszenie Opieki Hospicyjnej Ziemi Częstochowskiej. Co ciekawe, Marcel pełen wrażeń spotkał się już z podopiecznymi częstochowskiego hospicjum i z rozbrajającą szczerością opowiadał o swoich przygodach.

- W Austrii upatrzyłem sobie takie jeziorko. Chciałem się w nim wykąpać. Okazało się jednak, że woda strasznie śmierdzi rybami. Przez chwilę zastanawiałem się, co zrobić. Stwierdziłem, że wolę jednak śmierdzieć rybami niż jeździć brudnym. Wskoczyłem więc do wody i się wykąpałem. Na szczęście po wyjściu już tych ryb nie czułem - opowiadał zgromadzonym.

Ambitny 19-latek nie zamierza na tym poprzestać. Już planuje kolejne akcje charytatywne i wyprawy.

- Planów jest mnóstwo. Teraz, jak patrzę na mapę świata to sobie myślę: zrobiłem dwa tysiące kilometrów, a tu jest dwa i pół tysiąca, to więc nie tak daleko. Dlaczego by nie zaryzykować? Świat się stał dla mnie trochę mniejszy - dodaje ze śmiechem. - Wciąż jest we mnie tyle uczuć, tyle emocji... Cieszę się, że mój pomysł spotkał się z tak pozytywnym odzewem - podkreśla.

Marcel do Polski wrócił... stopem.

- Trafiłem na bardzo miłego kierowcę samochodu ciężarowego, z którym wróciłem do kraju. Na miejscu czekała na mnie rodzina, a także bliżsi i dalsi znajomi. Zgotowali mi gorące przyjęcie - podsumowuje ze wzruszeniem.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czestochowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto