Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zapadł się pod ziemię

JANUSZ STRZELCZYK
Szukano wszędzie.
Szukano wszędzie.
W parku nad Wartą, za szpitalem im. Rydygiera, strażacy poszukiwali wczoraj mężczyzny, który miał nagle zniknąć pod ziemią.Alarm podniósł 40-letni mężczyzna.

W parku nad Wartą, za szpitalem im. Rydygiera, strażacy poszukiwali wczoraj mężczyzny, który miał nagle zniknąć pod ziemią.Alarm podniósł 40-letni mężczyzna. Był przekonany, że jego przyjaciel, z którym szedł przez park wpadł, albo został wciągnięty do jakiegoś wykopu lub jamy. Pobiegł po pomoc do szpitala. Szpital powiadomił policję i straż pożarną.

W Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 3 dyżurny odebrał wezwanie o godzinie 9.10. W kilka minut później starażacy byli już na miejscu. Przyjechali dwoma wozami specjalistycznymi.

- Nigdy nie lekceważymy żadnego sygnału - mówi dowódca jednostki młodszy brygadier Roman Soluch. - Dokładnie pamiętamy akcję ratowania mężczyzny przysypanego w wykopie przy ulicy Srebrnej. I tutaj mogło być podobnie.
Strażacy dokładnie sprawdzali każdy krzak, zagłębienie terenu. Przeszukali teren pod wiaduktem na ulicy Mirowskiej, między rurami ciepłowniczymi.

Mężczyzna, na którego wezwanie przyjechali strażacy, starał się pomagać w poszukiwaniach. W pewnym momencie wskazał na pień po wyciętym drzewie. - Tu go wciągnęło, pod ten pniak - tłumaczył z powagą i próbował wyrywać korzenie. Strażakom podał dokładne personalia przejaciela, adres jego miejsca pracy. Pożarnicy wszystko sprawdzili. Okazało się, że poszukiwany cały i zdrów jest w pracy.

- Nie wiem jak to się stało. On tu był ze mną. I zniknął. Przestraszyłem się. Czasem zdarza mi się, że nie wiem gdzie jestem, nie wszystko pamiętam - próbował wyjaśniać zamieszanie zatroskany o kolegę mężczyzna. Dalszych wyjaśnień wysłuchali policjanci w komisariacie.

Tym razem był to fałszywy alarm. Za takie straż uważa wezwania do zdarzeń, w których nie ma oznak zagrożenia. W tym roku, w Częstochowie i powiecie częstochowskim, na prawie 2 tysiące 300 alarmów, 95 było fałszywych. M.in. powiadamiano o pożarze kiedy zadziałała sygnalizacja przeciwpożarowa reagując na dym z papierosa, ktoś wystraszył się kłębów dymu wydobywających się z garnka ze spalonym mięsem, anonimowy rozmówca informował o rzekomo płonącym magazynie w jednej z firm, komuś wydawało się, że na drodze jest plama rozlanego oleju.

Większość wyjazdów to uzasadnione akcje, o różnym stopniu niebezpieczeństwa. Np. interwencje ratowania osób grożących samobójstwem wymagają szybkości, precyzji i umiejętności rozmawiania z desperatami. Kiedy strażacy zostali wezwani do ściągnięcia z dachu jednego z częstochowskich szpitali chorego psychicznie, który groził skokiem z wysokości, jechali bez włączonych syren. Chodziło o to, aby nie przestraszyć nie tylko stojącego na dachu, ale również pozostałych pacjentów. Akcja zakończyła się powodzeniem. Błyskawicznie trzeba było działać, aby uratować dziecko próbujące przechodzić przez barierki balkonu na trzecim piętrze. Maluch był sam w domu. Przerażeni sąsiedzi wezwali strażaków a sami rozciągali pod balkonem koc, w który mieli nadzieję złapać dziecko, gdyby spadło. Ratownicy nie zdecydowali się dotrzeć do malucha po drabinie. Mógł się wystraszyć. Wyważyli drzwi do mieszkania i ściągnęli dzieciaka z balkonu.

Niektóre interwencje strażaków mogą wydawać się błahe. Ale dla starszej, samotnej pani ściągnięcie ukochanego kotka z drzewa to bardzo ważne. Wie, że może liczyć na strażaków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czestochowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto