Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wujek Józek, żywa legenda częstochowskiego miasteczka akadmickiego, opowiada historię swojego życia

Aneta Kaczmarek
Wszyscy go znają i kochają, ale mało kto zna historię honorowego mieszkańca D.S. Skrzat. W końcu – i nie ma tu cienia przesady – Wujek Józek to żywa legenda częstochowskiego miasteczka akademickiego. Ci, którzy go jeszcze nie znają, zapewne poznają podczas nadchodzących juwenaliów, bo od 1981 r. Wujek nie opuścił żadnych.

To, co wiedzą o nim wszyscy, to że uwielbia śpiewać i kocha wszystkich ludzi. - Józek jest dobrym duchem tego miejsca, napędza się siłą młodych. Kiedy studenci wyjeżdżają, to z tęsknoty wpada w depresję. Wszyscy go tutaj kochają, wszyscy mu pomagają - mówi Barbara Orlikowska, portierka w akademiku Skrzat.
Studentów wita zwykle radosnym „kocham cię” albo „nie pękaj”. Niegdyś, jeszcze przed wprowadzeniem prohibicji na ul. Dekabrystów, słynął ze swoich cotygodniowych recitali w pubie Biff. Później zaskoczył wszystkich występem w „Szansie na sukces”, gdzie utworem „Baba”, podbił serca członków kabaretu Otto, dostał wyróżnienie i wystąpił w Sali Kongresowej.

Kim jest, skąd pochodzi, jak trafił do Częstochowy - to wiedzą nieliczni. Wujek Józek, czyli Józef Piątkiewicz do Częstochowy przyjechał w 1981 r. Od tego czasu nieprzerwanie mieszka w domu studenckim. - Urodziłem się w Krakowie, w 1938 r. Tam chodziłem do szkoły specjalnej. Pracowałem w zakładach papierniczych, gdzie oprawiałem książki, później jako goniec w zakładach fryzjerskich i przez 5 lat w magazynie, gdzie wydawaliśmy nici, płótna, materiały na podszewki - opowiada Wujek Józek.

Na swoim koncie ma też kilka filmowych epizodów. - Byłem statystą w „Liście Schindlera”, tam grałem Żyda. Ogolili mi głowę i kazali założyć pasiak. Bez włosów wyglądałem jak Kojak - żartuje. Później były jeszcze role w „Oku proroka”, gdzie grał Kozaka i w „Sklepie jubilerskim”. Tu z kolei wcielił się w postać hrabiego. - Spacerowałem w Sukiennicach z dziewczyną pod rękę, kazali mi pić kawę, palić cygaro i jeść kremówkę - z uśmiechem wspomina Wujek.
Przez kolejne lata chwytał się różnych prac. W końcu znajomi z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie pozował jako model, zaproponowali, by robił to samo, ale w Częstochowie. I tak trafił do Skrzata.

Mimo że nie ma tu żadnej rodziny, w Częstochowie czuje się jak u siebie. - Jest mi tu lepiej niż w Krakowie, tu są ładniejsze kobiety i mam „mamę Jolę” – dodaje. Tak Wujek Józek nazywa Jolantę Gawłowską, która metrykalnie mogłaby być jego córką. Kobieta niegdyś prowadziła w akademiku stołówkę. – Józuś przychodził do mnie na obiady. Mówił, że jestem podobna do jego mamy i robię takie same kotlety. Z czasem stawał mi się coraz bliższy, a moja rodzina zaczęła go traktować jak swojego. Teraz, jak nie ma go przez kilka dni, jest jakoś nieswojo - mówi kobieta.

Jedyną rodziną Wujka jest jego starsza siostra, Oleńka, jak ją nazywa i jej dzieci. Rodzeństwo bardzo się kocha, a Wujek chętnie wraca do czasów dzieciństwa. - Moja mama była Austriaczką. Co roku jeździłem z nią na 2-3 miesiące do rodziny - opowiada.

Jego rodzice poznali się w Wieliczce, gdzie babcia Wujka Józka przeprowadziła się z drugim mężem. Ojciec Mieczysław - inżynier, architekt budowlany i matka Helena - sekretarka w fabryce cygar, pobrali się po 9 latach związku. Gdy starszy już Józek wyjeżdżał do Częstochowy, drżeli ze strachu, ale pozwolili mu żyć własnym życiem.

A to jest pełne radości, którą dają mu kontakty z ludźmi. Tyle samo radości daje mu śpiewanie. Do wspomnianej już „Szansy na sukces” trafił przypadkowo. - Gdy byłem u Oleńki w Krakowie, poszedłem na spacer i zobaczyłem długą kolejkę ludzi. Zapytałem, za czym ta kolejka i powiedzieli mi, że są przesłuchania. Zaśpiewałem i po jakimś czasie dostałem odpowiedź, że mam jechać do Warszawy. Pogadałem tam z Wojtusiem Mannem, podałem mu rękę, poznałem panią Elę Skrętkowską, bardzo miła kobieta. Dostałem wyróżnienie i później pojechałem do Sali Kongresowej. Wszedłem na scenę, dałem Wojtusiowi obrazek Matki Bożej i papieża i zaśpiewałem „Babę”. Wszyscy klaskali, bo ja jestem artystą - wspomina z ożywieniem.

A o robi na co dzień akademicki pupil? Świąteczną porą przebiera się za św. Mikołaja i odwiedza dzieci w przedszkolach, ale nie zapomina też o studentach, gra w brydża, szachy, występuje ze znajomymi w lokalnych klubach i rozsiewa pozytywną energię. Podobno ma też rękę do swatania. - Jedną parę już wyswatał - śmieje się portierka.

Przed kilkoma laty Rada Studencka Domu Studenckiego Skrzat nadała Wujowi Józkowi miano honorowego mieszkańca. Nic dziwnego, bo z całą pewnością, nikt nie mieszka tu dłużej od niego. - Gdy sześć lat temu obejmowałam stanowisko kierowniczki akademika, nie znałam Józia, ale oczywiście słyszałam o nim wcześniej. Pracowałam na innym wydziale Akademii im. J. Długosza, a na uczelni znają go chyba wszyscy. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że przejęłam go z całym dobrodziejstwem inwentarza - żartuje Elżbieta Kotarska. Od tego czasu kierowniczka wraz z pracownikami akademika opiekują się Wujkiem z prawdziwą troską, a on odwdzięcza się radosnym „kocham cię!”. Kto zna Wujka Józka ten wie, że nie sposób nie odwdzięczyć się tym samym.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czestochowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto