Radosław P., były legionista oskarżony o morderstwo 16-letniego chłopca i usiłowanie trzech innych zabójstw oglądał wczoraj w sądzie pistolet maszynowy i inne przedmioty złożone jako dowody rzeczowe w procesie. - Ta broń nigdy nie należała do mnie - zeznał po jej obejrzeniu.
Na wczorajszej rozprawie - na wniosek obrony - sąd zezwolił oskarżonemu na oględziny broni, drobnych przedmiotów i ubrania, które znalazły się w depozycie po aresztowaniu Radosława P. Były legionista przez kilkanaście minut pieczołowicie i z lubością oglądał broń: pistolet maszynowy Scorpio oraz rosyjski TT, paralizator elektryczny. Dotykał najdrobniejszych elementów sprawdzając każdy szczegół.
- Interesuje mnie stan techniczny broni, ponieważ moja nie miała zanieczyszczeń, była w dobrym stanie - stwierdził.
Na pytanie sędziego czy miał do czynienia z tą bronią, odpowiedział, że nigdy nie należała do niego. Radosław P. obejrzał także spodnie moro, wojskowe buty, T-shirty, które znaleziono w plecaku zabójcy. Gdy pudło z rzeczami przesunięto w jego stronę, z ławki zerwał się pracownik odpowiedzialny za depozyt. - Tam jest bagnet! - krzyknął.
Byłego legionistę natychmiast otoczyli antyterroryści z bronią gotową do strzału.
Wczoraj zeznawał także Jakub B., który przywiózł Radosława P. ze Szczekocin po strzelaninie w lesie pod Włoszczową.
- Nic wtedy nie wiedziałem o tych tragicznych wydarzeniach - zapewniał Jakub B. - Znałem oskarżonego jako Janusza Pawlewskiego. Spotkałem się z nim kilka razy. Z żoną i znajomym pojechaliśmy do niego na Korsykę, gdzie stacjonował regiment spadochroniarski, w którym służył.
Ostatni raz widziałem się z nim pod koniec czerwca 1999 roku. Nocował u mnie w domu. Wyszedł rano i miał jechać do Krakowa na spotkanie z kolegami z Legii. Następnego dnia wieczorem zadzwonił, żeby przyjechać po niego do Szczekocin. Chciał się dostać do Katowic. Mówił, że ma kłopoty. Przywiozłem go do Częstochowy i poradziłem, żeby złapał jakiś pociąg. Wysadziłem go przy ul. Orzechowskiego koło dworca PKS. W czasie jazdy był trochę poddenerwowany, ale jego zachowanie nie odbiegało od tego, jakie zaobserwowałem u niego wcześniej. Był sobą.
Jakub B. zapewnił sąd, że nie widział u byłego legionisty żadnej broni. Radosław P. nie kupował jej także w sklepie z militariami, prowadzonym przez żonę Jakuba B.
- Był zadowolony ze służby w Legii - uważa świadek. - Odnalazł się tam. Poza tym była to dobrze płatna praca.
Zdaniem Jakuba B. były legionista nie umiał odnaleźć się w zwykłym, normalnym życiu.
- O świcie stał przy łóżku na baczność i wszystko było ułożone w kostkę. Czekał na rozkazy, polecenia, nie wykazywał inicjatywy - mówił w sądzie Jakub B.
23-letni Radosław P. jest oskarżony o to, że latem 1999 roku w lesie pod Włoszczową zabił 16-letniego Arka Ż. zbierającego jagody, ciężko zranił jego o rok młodszego kolegę, a następnego dnia postrzelił dwóch policjantów w centrum Częstochowy. Grozi mu dożywocie. Proces legionisty zbliża się już ku końcowi. Przesłuchano w nim ponad 60 świadków. Sąd musi jeszcze zapoznać się z dodatkową opinią biegłego neurologa, o którą wnioskowała obrona. Choć biegli psychiatrzy uznali, że Radosław P. jest poczytalny, obrona będzie prawdopodobnie chciała wykazać, że legionista ma mikrourazy mózgu.
Radosław P. uczy się w areszcie języków obcych. Zamierza zdawać państwowy egzamin z języka hiszpańskiego. Wczoraj sąd pozwolił na przekazanie mu do celi laptopa - przenośnego komputera.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?