Wywiad z Markiem Papszunem, trenerem Rakowa Częstochowa: Nie spodziewałem się, że rozwój sportowy będzie następował tak szybko [ROZMOWA]
Jaka jest recepta na sukcesy Rakowa? Zdaje sobie sprawę, że to jest długi, ciągły proces i składa się na to wiele czynników... - Sam Pan sobie na to pytanie odpowiedział. Nie ma jednej definicji. Mogę powiedzieć to, co usłyszy Pan praktycznie wszędzie, że trzeba pracować, być zdyscyplinowanym i stosować dobrą organizację gry. To powie praktycznie każdy trener. Znowu diabeł tkwi w szczegółach i to są efekty tego, co robi się na co dzień. To, o czym mówiliśmy, czy jest konsekwencja w działaniach, jakich zawodników się sprowadzi, czy ludzie zaufają filozofii, czy sztab jest jednolity w tym wszystkim i pracuje według jednej, wspólnej filozofii. Poza tym, czy będzie to dla nich pasja i będą się w stanie poświęcić tej pracy. To piękna praca, która przynosi mnóstwo emocji i radości, ale również jest niezwykle wymagająca czasowo i intelektualnie. To generalnie praca, która nie ma końca. Kluczem jest odpowiednia organizacja tej pracy poświęcenie się jej. Dodatkowo, też trzeba żyć i znaleźć w tym wszystkim czas dla rodziny. Trzeba to wszystko umiejętnie poukładać. To jest cały proces, a kluczem jest zorganizowanie tego w taki sposób, by wszyscy z mniejszym, bądź większym entuzjazmem przychodzili i przede wszystkim widzieli sens pracy. Najważniejsze, by to wszystko cieszyło i wywoływało uśmiech na twarzy zawodników. Żeby nie dochodziło do sytuacji, że ktoś traktuje to, jak pracę w fabryce, gdzie musi „odbębnić” osiem godzin i iść do domu i zaraz martwić się, że jutro czeka go taka sama sytuacja. Wiadomo, że większość osób tak robi, ale gdybyśmy podchodzili do tego w taki sposób, to myślę, że niewiele by z tego wynikło poza solidnością, bo nic by nas nie wyróżniało.