Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wągrowczanka opowiada o tym, jak została stewardessą

Monika Zaganiaczyk
Monika Zaganiaczyk
Gdy większość z nas za oknem w pracy ma widok na zatłoczone ulice, budynki, ona ogląda... chmury i nieprzerwaną przestrzeń. Pochodząca z Wągrowca podróżniczka od kilku miesięcy jest stewardessą. O swojej pracy opowiada Olga Krystkowiak

Pasją Olgi Krystkowiak z Wągrowca są podróże. Wielokrotnie na naszych łamach opowiadała już o wyprawach na Daleki Wschód, do odległych zakątków Azji czy swoich podróżach przez Ameryki.

Teraz także praktycznie każdego dnia w pracy jest w... podróży. Młoda wągrowczanka została stewardessą. - Moja praca właściwie trafiła się przez “przypadek”, ale z przypadkami lubimy się najbardziej. Podczas podróżowania właściwie często zadawałam sobie to pytanie: „A może by tak zostać stewardessą? I tak dużo czasu spędzam w samolocie”. Jak liczyłam, to w samym październiku spędziłam średnio ponad 60 godzin na lotnisku i nad chmurami. Jednak nie brałam tego pomysłu na poważnie. Po powrocie do Polski zabrałam się za szukanie pracy w branży w Warszawie. Po paru miesiącach wracając ze stolicy do Poznania natknęłam się na pilota polskich linii lotniczych, który ochoczo opowiadał o swojej pracy. Pół żartem, pół serio zapytałam „a stewardessy nie potrzebujecie?” I tak się zaczęło. Złożyłam aplikację do kilku firm i po krótkiej chwili zostałam zaproszona na rozmowę rekrutacyjną - przyznaje Olga Krystkowiak.

Bez języka i kursu się nie da

Jak wyjaśnia wągrowczanka, wobec stewardess firmy lotnicze mają szereg wymagań.

- Firmy lotnicze mają swoje wymagania. Przede wszystkim ważna jest umiejętność pracy w grupie. Na tym to polega. Ważna jest też znajomość języka angielskiego. Angielski jest uniwersalnym językiem lotniczym. Nim zaczęłam latać, musiałam przejść 1,5-miesięczny kurs, który był całkowicie prowadzony w języku angielskim, jak i egzamin, i materiały do nauki - wspomina wągrowczanka.

Loty nad całą Europą

Aktualnie Olgę można spotkać w samolotach latających nad całą Europą. Jak przyznaje, fakt, że nie lata w dłuższe trasy jest dla niej sporym plusem.

- Latam dla polskiej firmy, polskich linii czarterowych. Dlaczego ? Jest to linia, która swoje destynacje ma rozlokowane po Europie: Hiszpania, Włochy, Norwegia, Szwecja, Anglia itd. Loty trwają średnio po 3 godziny w jedną stronę. Co oznacza, że nie zatrzymuję się na kilka dni za granicami Polski, a po każdym dniu pracy wracam do swojej bazy w Gdańsku. Cieszę się na ten układ, bo daje mi to szansę na normalne życie. Wracam do domu, do swoich obowiązków, mogę się skupić na własnym rozwoju. Gdyby było inaczej, myślę, że byłabym zmęczona ciągłym życiem na walizkach - przyznaje.

Typowy dzień w powietrzu...

Jak zatem wygląda normalny dzień pracy Olgi?

- Wstaję o 4 rano, o 6. stawiam się na lotnisku z całą załogą. Na krótkim spotkaniu omawiamy najważniejsze procedury bezpieczeństwa. Na 25 minut przed odlotem przygotowujemy i sprawdzamy dokładnie samolot: każdy sprzęt, siedzenia, drzwi. Bezpieczeństwo jest najważniejsze, dlatego bardzo dokładnie sprawdzamy działanie różnych urządzeń. Wprowadzamy pasażerów, sprawdzamy karty pokładowe, pomagamy z walizkami, często jest z tym problem. Następnie zamykamy drzwi do samolotu - na wszystko są osobne procedury. Mówimy o bezpieczeństwie oraz sprawdzamy czy pasażerowie bezpiecznie zajęli miejsca do lotu. Po wystartowaniu zaczynamy nasz serwis. Pasażerowie podczas lotu mogą kupić coś do jedzenia, picia czy różne gadżety, a nawet perfumy. Na 15 minut przed lądowaniem ponownie upewniamy się, że kabina jest zabezpieczona i pasażerowie bezpiecznie zajęli swoje miejsca. Gdy samolot się zatrzymuje, na komendę kapitana odbezpieczamy i otwieramy drzwi. Żegnamy pasażerów. Następnie mamy 25 minut na sprawdzenie samolotu i ponowne załadowanie pasażerów. Po 4 takich lotach wracam do domu w okolicach godziny 16. Całkiem fajnie, prawda ? - przyznaje.

Pasażerowie trafiają się różni

Praca stewardessy to nieustanny kontakt z ludźmi. - Pasażerowie trafiają się różni. Zdarza się, że są pod wpływem alkoholu, ale takie najtrudniejsze sytuacje zdarzają się, gdy mamy przypadki medyczne na pokładzie. Osobiście jeszcze nie doświadczyłam takiej sytuacji, ale znajomym zdarzały się sytuacje, jak, na przykład, atak serca. Na szczęście nasz personel jest bardzo dobrze wyszkolony z pierwszej pomocy i wie jak reagować nawet w najtrudniejszych przypadkach - przyznaje.

Wyrusza w kolejną podróż

Choć praca Olgi to aktualnie niekończąca się podróż, wągrowczanka już planuje kolejną wyprawę. Tym razem, jak zdradza, zawita na „Czarny ląd”. - Podróży nigdy dość. Jak już się podróży raz zasmakowało, to się tak łatwo nie odpuści. Fakt, że wraz z pracą pojawił się jeden ogranicznik - czas urlopu - ale dla chcącego nic trudnego. Kolejny wyjazd zaplanowany. Jak sobie obiecałam rok temu, mam nadzieję, że w listopadzie tego roku spełnię kolejne swoje marzenie i zdobędę dach Afryki czyli Kilimandżaro - zdradza wągrowczanka.

W przeszłości Olga wielokrotnie łączyła pracę ze zwiedzaniem. Na taki krok zdecydowała się w Stanach Zjednoczonych, które odwiedzała jeszcze jako studentka. Następnie zarobione pieniądze przeznaczała na wyjazdy i poznawania państwa. Jak tłumaczyła, jednocześnie dzięki stałemu kontaktowi z ludźmi szlifowała język, który teraz jest dla niej niezbędny w pracy zawodowej jako stewardessa. Poza USA wągrowczanka w minionym roku odwiedziła także kilka państwa Ameryki Południowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto