Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ślązacy wyjechali do pracy w Holandii. Jak sobie radzą? [ZDJĘCIA]

Beata Sypuła
Gabriela i Jerzy  Dróżkowie pracują z myślą o losie swoich dzieci w Polsce
Gabriela i Jerzy Dróżkowie pracują z myślą o losie swoich dzieci w Polsce Beata Sypuła
Wyemigrowali za chlebem do Holandii. Pracują tam od lat. Nie wiedzą, kiedy wrócą do Gliwic, Chorzowa, Kędzierzyna Koźla czy Koszęcina. Mają żal do Polski, że skazuje ich na stan zawieszenia: ani zostać, ani wracać. Odwiedziła ich Beata Sypuła.

Na czarnej koszulce chłopaka spod Częstochowy - pomarańczowy kontur Polski. I hasło: "W tym kraju trzyma mnie tylko grawitacja". W przypadku prawie 150 tysięcy Polaków na saksach w Holandii, w tym 90 procent z województwa śląskiego, grawitacja polska nie działa. Siedzą pod Amsterdamem już od lat i pytani, co dalej, zazwyczaj mówią: "nie wiem". Zaczynają od pracy na jeden sezon.

Tomek spod Częstochowy wyjechał z agencją pośrednictwa pracy Otto Polska na kilka miesięcy. - Ja tu nie przyjechałem jarać jointy, tylko do roboty - mówi. To czesne - prawie 9 tys. zł za rok studiów - wygnało go do Holandii. Jeśli nie dostanie roboty na dłużej, wróci do domu. Inaczej podzieli los setek Polaków, którzy koczują byle gdzie, jedzą byle co, zarabiają byle jak, byle tylko nie wracać do Polski. Co ich trzyma w Holandii? Chyba tylko grawitacja. I legalne tutaj narkotyki.

- Byłem w noclegowni dla bezdomnych przez miesiąc - mówi Arkadiusz Gajdzik z Chorzowa. - Spotkałem tam wielu Polaków. To normalni ludzie, tylko trudno im się ogarnąć. Przyjeżdżają do roboty w ciemno. Ktoś ich oszukał, obiecując dobry zarobek, ktoś okradł. Potem towarzystwo, alkohol. Śpią w parkach, żebrzą na ulicy...

Historia Arka jest banalnie prosta. Przyjechał do kumpla na sylwestra 2010 roku i znalazł pracę. Po dwóch miesiącach zjechał do Polski, bo miał pilne sprawy rodzinne, ale bez powiadomienia szefa. Wrócił do Holandii i już roboty nie było. - W noclegowni byli prawie sami Polacy. Jeśli nie ma się podejścia do pracy, można tam żyć latami z socjalu - mówi Arkadiusz.

Sam pracę znalazł szybko - pomogła agencja Otto, która do Holandii wysłała już 4 tys. Polaków. - Robię dziś przy kurczakach - mówi chorzowianin, z zawodu elektromechanik.

Jarosław Duda z Koszęcina zna dziesiątki takich historii. Sam przyjechał do Holandii w 2005 r., dziś mieszka z żoną i jest menedżerem lokacji, czyli kadrowcem opiekującym się Polakami w jednym z ośrodków. Dba o ich zakwaterowanie, pomoc lekarza w razie potrzeby, transport do pracy, ale też aranżowanie wyjazdu do kościoła. I dziesiątki innych zajęć, w tym o integrację z miejscowymi.
- Zazwyczaj Polacy pracują od 6 miesięcy do 2 lat, ale znam ludzi, którzy są tu tak długo jak ja. Wielu z nich nie zna języka i nie zamierza go poznać - mówi Jarosław.

Aleksandra Supernak z Chorzowa zaczynała od pracy u Adidasa, dziś jest menedżerką ośrodka. Martwi się, gdy z grupy jej podopiecznych nie ma chętnych na "smiles", czyli zbieranie "uśmieszków" - punktów za integrowanie się z Holendrami. Podstawą są lekcje języka, gry miejskie z poszukiwaniem obiektu za pomocą urządzeń GPS. Za udział w zajęciach - punkty. A za punkty - premia. Znając język można szybciej przejść do wyższej kategorii pracowniczej, więcej zarobić, poczuć się na obczyźnie pewniej.

- Nie nauczyłam się holenderskiego - wyznaje nam w palarni Teresa z Zabrza, która pracuje przy sałatkach w Heemskerk już osiem lat. Dlaczego? - Zawsze obok jest Polak, który pomoże.
- Na początku wszyscy przyjeżdżają w tym samym celu: zarobić na wesele, mieszkanie około 1 tys. euro miesięcznie. Potem wydłuża się lista celów pobytu. Przybywa lat pracy. Co ze mną samą? Nie wiem, na razie o tym nie myślę - mówi z rozbrajającą szczerością Ola Supernak.

Ma zajęcie z wyższej półki, dobrą płacę i szacunek u rdzennych Holendrów, których rodzice przyjechali z Maroka, Surinamu czy Turcji. Dziś narzekają na Polaków, że zabierają im pracę i... za szybko pracują.

- Nawet "wczorajszy" Polak albo mocno zmęczony po nocnej imprezie jest w pracy lepszy od trzeźwego Holendra. Wielu z nich nie chciałoby też za żad-ne pieniądze robić tego, co Polacy - orzeka Jerzy Dróżka z Kędzierzyna-Koźla. Jest tu już od 2003 r. Razem z żoną Gabrielą rodem z Gliwic, która dojechała w 2006 roku, pracują w Heemskerk. On - w logistyce, ona - przy pojemniczkach z sałatkami. Dopiero co do Polski wróciła ich córka Monika. Dzięki Holandii życie ich rodziny w Polsce nabrało smaku i jakości. Chwalą sobie tymczasowe życie poza Śląskiem.

- Kuchnia jest wspólna. Gotuję, przynoszę w garnkach do pokoju. Za zakwaterowanie płacimy po 300 euro, część wydajemy na życie. Jesteśmy w stanie odłożyć co miesiąc tysiąc euro - mówi Gabriela. - Jak długo chcemy tu żyć? Jak najdłużej.

To plan życiowy większości. Ola Supernak miała jednak i takich podopiecznych, którzy dostawali "żółte kartki" i brak przedłużenia kontraktu za alkohol, rozróby, obsikany materac... Po opuszczeniu ośrodka lądują na ulicy. Chleją, jarają, uprawiają żebraninę albo pseudoartystyczne sztuczki na placach Amsterdamu. Konkurencję mają ostrą - obok rodowitych Holendrów, żyjących tylko z pomocy socjalnej swego opiekuńczego państwa, jest sporo poszukiwaczy wrażeń z całej Europy.
Na odległym brzegu tej samej rzeki jest coraz liczniejsza grupa Polaków pracujących w Holandii już lata - "tymczasowo na stałe". Nie wracają do Polski.

- Dla mnie nie ma tam żadnego zajęcia - mówi Teresa Pacyna-Hohelid z Zabrza.
- Tylko pracując tutaj mogę pomóc dzieciom dorobić się na Śląsku - tłumaczy Gabriela Dróżka z Gliwic.

- W Polsce skończyłam fizjoterapię na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Zaproponowano mi pracę za 1.500 złotych. Musiałam wyjechać - mówi Ola Supernak z Chorzowa.

- Polacy szukają szansy w Holandii, bo nie dostali jej w Polsce. Państwo powinno się wstydzić tego, że tylu nas tu jest - mówi gorzko Arkadiusz Gajdzik z Chorzowa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto