- Co skłoniło Pana, człowieka znanego głównie ze swych związków z badmintonem, do zajęcia się piłką nożną?
- Należę ogólnie do sympatyków sportu. Byłem założycielem Okręgowego Związku Badmintona i jestem jego prezesem. W miarę możliwości chodzę na mecze: Włókniarza, Galaxii i piłki nożnej. Mieszkam niedaleko stadionu Rakowa i pracuję w jednej ze spółek Huty Częstochowa. A huta przez lata finansowała klub. Badminton jest mi o tyle bliski, że w czasie studiów uprawiałem go amatorsko. Była grupa zapaleńców, którzy rozwijali tę dyscyplinę w Częstochowie. Razem z nimi też pracowałem. Teraz chcę się sprawdzić w piłkarskim klubie. Jest to nieco inne wyzwanie. Dużo więcej obowiązków jeśli chodzi o działanie.
- Jak właściwie doszło do tego, że powstał KS Raków?
- Spotkaliśmy się w grupie sympatyków Rakowa i postanowiliśmy założyć klub kontynuujący chlubne tradycje RKS-u. Pomysł zrodził się w ubiegłym roku. Wydzieliła się wtedy autonomiczna sekcja, chciano powołać Racovię. Na początku tego roku odbyło się walne zgromadzenie RKS-u, które zostało anulowane. Spotkała się grupa ludzi - sympatyków Rakowa. Stworzony został statut klubu. W marcu złożony został do KRS-u wniosek o rejestrację Klubu Sportowego Raków Częstochowa. W lipcu dostaliśmy pozytywną decyzję KRS-u. Długo to trwało i nie udało się nam na czas załatwić wszystkich spraw formalnoprawnych, a drużynę trzeba było zgłosić do rozgrywek. Uczestniczy w nich ona jeszcze pod nazwą RKS Raków. My czyli KS Raków, przejęliśmy natomiast całą organizację meczów. Mamy umowę z likwidatorem RKS-u. Wnieśliśmy opłatę na rundę jesienną. Myślę, że na wiosnę zespół będzie startował w rozgrywkach już pod nowym szyldem.
- Czy były jakieś problemy na linii działacze RKS Raków - działacze KS Raków?
- Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. Znam osoby, które pracują w RKS Raków, zajmując się obecnie likwidacją klubu. Nie było z ich strony chęci pracy w nowych strukturach. Z drugiej strony nie chcieliśmy stwarzać takiej sytuacji. Zawodnicy mieli z ich strony dużo obietnic, które nie zostały spełnione. Udział tych ludzi w nowych władzach mógłby spowodować jakąś niechęć piłkarzy do nowego klubu. A tak udało się nam zatrzymać praktycznie całą drużynę.
- Jaka panuje w niej atmosfera?
- Byłem zaskoczony postawą zawodników. Spotkaliśmy się z nimi i wyjaśniliśmy, że klub startuje od zera. Nie stawiali nam żadnych warunków. Prosili jedynie aby zabezpieczyć im sprzęt do grania. Nie było zapytywania o finanse. Około 3/4 zawodników uczy się jeszcze w szkołach. Mamy tylko kilku seniorów. Wiosenna runda spowodowała, że nasze ukryte ambicje są wysokie. Jeśli się uda awansować, będziemy się z tego oczywiście cieszyć. Nie jest to jednak cel na ten sezon. Uważamy, że małymi krokami jesteśmy w stanie odbudować siłę Rakowa. Bardzo dobrze przebiega praca z młodzieżą. Mamy świetną grupę trenerów.
- Czy są potencjalni sponsorzy?
- Rozmawiamy z firmami. Nie mówią - tak, nie mówią - nie. Niektóre pomagają nam niematerialnie. Bardzo dużo zrobili kibice. Od wtorku sprzątali stadion, który jest nie do poznania. Powycinali wszystkie chwasty, które od trzech lat nie były ruszane. Odmalowane zostały bramki. W miarę możliwości będziemy odnawiać obiekt. Jest nieco zapuszczony, ale już widać zmiany. Chciałem podziękować wszystkim kibicom za ich bezinteresowną pomoc. Mam nadzieję, że także w trakcie meczów będą się wspaniale zachowywać, a my nie zostaniemy ukarani za rozróby na stadionie. Wiadomo, że to uszczupla klubowy budżet. Liczymy na dużą publiczność. Czasami na wiosnę przychodziło nawet 2000 widzów. Na jednym z meczów brakło biletów.
- Jak przedstawia się obecnie kwestia stadionu?
- Jest on własnością Huty Częstochowa. Na razie mamy z hutą umowę o użyczenie obiektu. Urząd Miasta czyni starania o przejęcie go. Związane jest to jednak z pewnymi sprawami formalno prawnymi, które trzeba załatiwić. Myślę, że wtedy będziemy działać na podobnej zasadzie jak Włókniarz, na obiekcie miejskim. Są obietnice z Urzędu Miasta, że jeżeli będzie taka możliwość, obiekt zostanie przejęty. Mieliśmy spotkania, w których uczestniczyli prezydent Sławomir Gliński i naczelnik Wydziału Sportu Małgorzata Górska.
- Jakie widzi Pan perspektywy dla klubu?
- Gdybym nie widział szans rozwoju, nie podjąłbym się tego zadania. Reszta członków zarządu chyba również. Mamy więcej do stracenia, niż do zyskania. Dzięki tej grupie trenerskiej i młodzieży, która przychodzi na treningi widać, że jest szansa na rozwój klubu. Jeśli uda się pozyskać sponsorów, co pozwoliłoby nam na bieżącą pracę, a także na pomoc finansową dla zawodników (część z nich kończy szkołę średnią, niektórzy chcą się uczyć dalej). Będziemy próbowali zorganizować im jakieś stypendia. Jeśli pozyskamy na to środki, będzie szansa na utrzymanie tych zawodników w klubie. Wtedy będziemy myśleć o awansie.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?