Już ponad rok trwa śledztwo w sprawie przywłaszczenia mienia przez Stanisława Kolmasiaka i dwie jego pracownice. Kolmasiak winą za długie postępowanie obarcza częstochowską prokuraturę i policję, które jego zdaniem podczas dochodzenia dopuściły się wielu uchybień, co znacznie przedłużyło termin jego ukończenia.
Kłopoty Stanisława Kolmasiaka, właściciela firmy windykacyjnej rozpoczęły się jeszcze w sierpniu 2003 roku. - Komornik V Rewiru, Gabriela Wiśniewska wysłała wówczas pismo do spółdzielni i spółek Skarbu Państwa informujące o długach mojej firmy. Natychmiast straciłem wiarygodność u swoich partnerów. Tylko Wodociągi Częstochowa SA zaufały mi i przedłużyły umowę za co jestem im bardzo wdzięczny. Nie zaprzeczam, że pewne długi miałem, ale podana kwota była zawyżona, a długi nie miały żadnego związku z prowadzoną przeze mnie działalnością - tłumaczy Stanisław Kolmasiak. - Moja firma windykacyjna miała bardzo wysoki współczynnik ściągalności długów, a to widocznie komuś przeszkadzało. Poza tym wykryłem pewne nieprawidłowości w niektórych spółdzielniach mieszkaniowych oraz błędy w egzekucjach komorników, którzy nie zawsze kierowali się dobrem dłużników i wierzycieli.
Strata klientów spowodowała trudności z płynnością finansową firmy Stanisława Kolmasiaka. Nie miał on między innymi pieniędzy na zapłacenie czynszu toruńskiej firmie, od której wynajmował lokal przy ulicy Armii Krajowej 1/3. Jej właściciele, powołując się na tzw. prawo zastawu, 4 stycznia 2005 roku zmienili zamki w drzwiach, zajmując mienie Stanisława Kolmasiaka i dwóch jego pracownic. Poinformowali także, że jeśli Kolmasiak do 11 stycznia nie zapłaci zaległego czynszu (ok. 4 tys. złotych), to jego rzeczy zostaną wywiezione.
Wartość przywłaszczonego mienia znacznie przekraczała wysokość mojego zadłużenia. Poinformowałem policję o tym zdarzeniu, bo chciałem zabrać akta prowadzonych przeze mnie spraw, dokumenty firmy i rzeczy będące prywatną własnością moich pracowników. Niestety sprawę zlekceważono. Dlatego musiałem wyłamać przy świadkach drzwi do pomieszczenia i zabrać moją własność. Policja była o tym wcześniej powiadomiona - mówi Kolmasiak. Przybyła na miejsce zdarzenia policja nie pozwoliła mu wynieść niczego poza dokumentami i kilkoma roślinami. - Potraktowali nas jak przestępców. Przeszukali nawet moją torebkę - żali się Ewa Pietrzak, która straciła m.in. komputer, pieniądze i prywatne rzeczy.
Prokuratura szybko postawiła Kolmasiakowi zarzut uszkodzenia mienia, ale w sprawie toruńskiej firmy nie chciała wszcząć dochodzenia. - Policja twierdziła, że to nie jest przestępstwo, a toruńska firma miała prawo tak postąpić - twierdzi Kolmasiak. Śledztwo rozpoczęło się dopiero 1 kwietnia 2005 roku. - W sprawie Stanisława K. doszło ze strony prokuratury i policji do uchybienia. Początkowo nie dostrzeżono, że poszkodowane w sprawie są także dwie inne osoby, pracownice jego firmy - przyznaje Romuald Basiński, rzecznik prasowy częstochowskiej prokuratury.
Stanisław Kolmasiak twierdzi, że policja i prokuratura popełniła znacznie więcej błędów. - To nie ja myliłem terminy i paragrafy, to nie ja robiłem omyłki pisarskie i gubiłem dokumenty. Można powiedzieć, że dzięki moim skargom i zażaleniom koordynowałem pracę prokuratury, a przecież ona sama powinna wiedzieć, co ma robić - twierdzi Stanisław Kolmasiak. - Moim zdaniem podejrzani powinni odpowiadać za kradzież z włamaniem, a nie przywłaszczenie mienia. Zastanawiające jest dlaczego śledztwo prowadziło kilku różnych policjantów.
- To normalne, że policjanci się zmieniają - ripostuje Joanna Lazar, rzeczniczka prasowa częstochowskiej policji. - Prokuratura zleca nam wykonanie określonych czynności w określonym czasie. Przypadki losowe sprawiają, że te czynności wykonują różni policjanci.
Obecnie akta sprawy znajdują się w toruńskiej prokuraturze, która ma w ramach pomocy prawnej przesłuchać dwóch podejrzewanych mieszkających na stałe w Toruniu.
Stanisław Kolmasiak nie ukrywa, że przeciwko niemu toczy się kilka innych procesów, ale jest pewien, że wszystkie zakończą się po jego myśli. - Uważam, że to nie przypadek, bo jest to zespół naczyń połączonych. W Częstochowie o wszystkim decydują układy towarzysko-rodzinne, a ja jestem spoza tych układów, dlatego stałem się celem ataków. Po prostu powstał konflikt interesów na linii radca prawny - komornicy - twierdzi Kolmasiak. - Przeprowadzam windykację długów m.in. na rzecz skarbu państwa, ale na razie nie chcę zdradzić szczegółów - mówi.
Każdy sędzią i komornikiem
Romuald Basiński, rzecznik prasowy
Sprawa Stanisława K. i toruńskiej firmy to doskonały przykład sporu cywilnego, w którym obydwie strony same wcielają się w role sędziów i komorników. Toruńska firma zajęła mienie w ramach tzw. samopomocy obywatelskiej, tyle, że później sprawę powinna skierować na drogę cywilną, a tego nie uczyniła. Stanisław K. powinien wejść do lokalu w asyście policji. Tymczasem zdecydował się na inne rozwiązanie, dlatego postawiono mu zarzut uszkodzenia mienia.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?