Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nawet w więzieniach trudno już znaleźć ręce do pracy

Wojciech Trzcionka
Sebastian przez lata okradał samochody, a teraz w Zakładzie Karnym w Cieszynie montuje plastikowe zabawki.
Sebastian przez lata okradał samochody, a teraz w Zakładzie Karnym w Cieszynie montuje plastikowe zabawki.
Sebastian P. przez lata okradał samochody. W końcu wpadł i dostał 6 lat. Wyrok odsiaduje w Zakładzie Karnym w Cieszynie. I znów zajmuje się samochodami. Tyle, że plastikowymi zabawkami, które montuje z kolegami z celi.

Sebastian P. przez lata okradał samochody. W końcu wpadł i dostał 6 lat. Wyrok odsiaduje w Zakładzie Karnym w Cieszynie. I znów zajmuje się samochodami. Tyle, że plastikowymi zabawkami, które montuje z kolegami z celi.

Spośród 76 tysięcy skazanych odsiadujących wyroki w polskich więzieniach, aż 26 tys. pracuje. - W ciągu ostatniego roku pracę znalazło 6 tys. osadzonych - mówi Luiza Sałapa, rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Firmy szukają za murami kolejnych pracowników, którzy są o połowę tańsi niż ci wolni, ale rąk do pracy i tam zaczyna już brakować.

W czasach PRL praca w zakładach karnych była przymusem. Więźniowie sprzątali ulice, montowali silniki, pracowali w PGR-ach. W latach 90., kiedy pojawiło się wysokie bezrobocie, pracy najszybciej zabrakło dla osadzonych. Wiele przywięziennych zakładów produkcyjnych pozamykano. Skończyły się też wyjścia do pracy poza mury. Można było zapomnieć o resocjalizacji przez pracę.

- Przez całe lata próbowaliśmy szukać dla więźniów zatrudnienia, ale bez efektu. Chętnych nie było, bo miejsce więźniów zajęli bezrobotni - wspomina porucznik Marek Kulwicki z Zakładu Karnego w Białymstoku.

Tendencja odwróciła się zaraz po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Z powodu masowej emigracji, w wielu miejscach brakuje rąk do pracy. Także do więzień zaczęły więc spływać oferty z urzędów, szpitali, szkół, czy firm. - Na początku więźniowie wychodzili poza mury pracować przy remontach dróg i sprzątaniu ulic. Gdy okazało się, że są bardzo sumienni, zaczęły się pojawiać kolejne oferty - mówi Dariusz Dróżka, rzecznik Zakładu Karnego w Łowiczu. W tym więzieniu na tysiąc skazanych pracuje 130. Większość zatrudnia w magazynach sieć Tesco. - To są ludzie po dokładnej weryfikacji. Niepijący, spokojni i z krótkimi wyrokami, więc nie opłaca się im uciekać - dodaje Dariusz Dróżka.

Z Zakładu Karnego w Jastrzębiu Zdroju na 1400 więźniów aż 450 codziennie wychodzi na zewnątrz. Budują drogi, pracują jako dozorcy w gminnych szkołach i przedszkolach, przy produkcji okien, w tartaku, odlewni żeliwa, czy jako malarze w szpitalu. W Rawiczu i Potulicach produkują meble na zamówienia prokuratur oraz sądów. W Strzelcach Opolskich wytwarzają buty, w Łęczycy zamiatają ulice. Jak mówi podporucznik Bartłomiej Turbian z Zakładu Karnego w Łęczycy, po więźniów ustawiają się wprost kolejki chętnych. Wielu więźniów zgłasza się na bezpłatne kursy przyuczające do zawodu kucharza, hydraulika czy elektryka. Podobnie jest we Wrocławiu, gdzie osadzeni mogą zdobyć nowy zawód bardzo poszukiwany w Unii, np. brukarza, tynkarza czy glazurnika i otworzyć sobie w ten sposób perspektywę wyjazdu do Dublina czy Londynu po odbyciu kary.

Wynajmując do pracy osadzonego, firma płaci mu tylko połowę minimalnego wynagrodzenia - 3 zł za godzinę. - Opłaca się więc nawet z daleka jeździć po więźniów i odwozić ich wieczorem do zakładu karnego - zapewnia Mirosław Duda, dyrektor Stadniny Koni w Ochabach na Śląsku, gdzie pracuje trzech więźniów.

Doszło do tego, że w wielu regionach kraju zainteresowanie pracą więźniów jest większe niż możliwości zakładów karnych. - Nie możemy wypuszczać do pracy wszystkich chętnych, jak leci - tłumaczy Marek Kulwicki. - Groźnych przestępców musielibyśmy konwojować i pilnować przy pracy, a na to nie mamy ani pieniędzy, ani ludzi. Jest jednak inny sposób: coraz więcej zakładów karnych wraca do tworzenia stanowisk pracy wewnątrz. Odżywają więc stare, więzienne hale, w których produkcja zamarła po 1989 roku. - Jest bezpieczniej, bo więźniowie nie wychodzą na zewnątrz, a pracodawca nie musi po nich przysyłać samochodu - mówi podpułkownik Ryszard Piszczek, dyrektor Zakładu Karnego w Cieszynie, gdzie od kilku dni grupa 18 skazanych na zlecenie spółdzielni z Bielska-Białej montuje kolorowe zabawki sprzedawane na cały świat.

Więźniowie składają z kolorowych, plastikowych elementów małe betoniarki, koparki, wagoniki (dziennie każdy składa około 2 tys. samochodzików). Są zadowoleni, bo mogą także zarobić jakieś 400 zł miesięcznie na głowę.

Nawet grypsujący, dawniej znani z niechęci do pracy, dzisiaj nie wzdrygają przed składaniem samochodzików. - Ważne, że jest co robić - mówi 25-letni Sebastian, który odsiadywanie wyroku za włamania do prawdziwych aut zakończy w cieszyńskim więzieniu w 2012 roku. •

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto