Trzy, kilkudziesięciometrowe wiatraki stoją na wzgórzu, przy żwirowni. To mała elektrownia Henryka i Zenona Klytów. Postanowili zaryzykować i sprowadzili urządzenia z Danii. Wczoraj urządzenia zostały włączone do państwowej sieci energetycznej.
- To są używane wiatraki - mówi Zenon Klyta, syn. - Cena odgrywała rolę. Dodatkowo zainwestowaliśmy w nowe oprzyrządowanie.
Jeden wiatrak kosztuje od 250 do 500 tys. zł. Nie z najwyższej półki elektroniki. Cena zależy także od mocy urządzenia. U Klytów dwa mają po 150, trzeci 250 kilowatów. Mają 30-40 metrów wysokości i rozpiętość łopat około 30 metrów.
- Od kilku lat myśleliśmy o uruchomieniu takiej elektrowni - mówi Henryk Klyta. - Kiedy była okazja kupiliśmy urządzenia.
Do Kamienicy Śląskiej sprowadziła je specjalistyczna firma z Drawska Pomorskiego.
Za sprzedaż prądu Klytowie dostają od państwa 12 groszy za kilowatogodzinę, plus 18 groszy, także za kilowatogodzinę z tytułu dopłaty do energii produkowanej ekologicznie. Zakład energetyczny ma obowiązek kupować taką energię.
- Trudno mówić o zyskach - twierdzi Zenon Klyta. - Urządzenia zwrócą się najwcześniej po dziesięciu latach.
Klytowie więcej kupują prądu do żwirowni niż produkują w swojej elektrowni. Sprawność energetyczna wiatraków nie przekracza 15 proc. Latem jest jeszcze niższa. Jak wyliczył Zenon Klyta średnio w miesiącu produkują 11 megawatogodzin. Ale w przyszłości będzie coraz więcej takich alternatywnych źródeł energii. Prawo już wymaga aby ponad 3 proc. produkowanej energii pochodziło ze źródeł odnawialnych.
Klytowie przygotowują uruchomienie elektrowni wodnej w Kaletach. Liczą, że będzie więcej produkować energii niż wiatraki. Ale myślą też o sprowadzeniu kolejnych wiatraków.
Stracona szansa
Fatalna gospodarka wodna powoduje, że nie wszędzie można urządzić elektrownię. W Kuźnicy Grodzoiskiej, koło Koniecpola rodzina młynarzy Targowskich w 1989 r., postanowiła uruchomić taki zakład.
Elektrownia mogła dawać 30 kilowatów na godzinę. Do osiągnięcia takiej mocy jednak potrzebne jest większe spiętrzenie rzeki. A z tym jest problem. Podniesienie śluzy przed elektrownią i zbyt wysokie spiętrzenie powoduje podtapianie około 30 hektarów łąk na jednym z brzegów Pilicy. Trzeba więc bardzo ostrożnie regulować poziom wody. Niestety ta niedogodność powodowała straty mocy. Elektrownia osiągała 2 - 3 kilowaty.
Powodem takiej sytuacji jest nie dokończenie systemu regulacji Pilicy. Prace takie wykonywano w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Do przekopania kanału, który miał połączyć Pilicę z małą rzeczką brakowało już tylko 250 metrów, gdy w 1975 r. wprowadzono reformę administracyjną państwa. Kuźnica Grodziska z województwa kieleckiego "zmieniła adres" na woj. częstochowskie. Prace prowadzone dotąd przez przedsiębiorstwo kieleckie przerwano. Przerwanie robót spowodowało niekorzystne zmiany dla piętrzenia wody na stopniu przy młynie.
Z wody i biomasy
W regionie częstochowskim działa 14 elektrowni wodnych o różnej mocy. Produkowany jest też prąd z biogazów. Taka elektrownia działa na wysypisku śmieci w Młynku Sobuczynie. Ma na razie moc 300 kilowatów, docelowo ma produkować 3,5 megawata.
Produkuje prądu elektryczny z gazu powstającego w wyniku składowania odpadów. Realizacja projektu była możliwa dzięki realizacji programu gospodarczego partnerstwa publiczno-prywatnego. Wysypisko należy do Częstochowskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego, które jest spółka miasta. CzPK współpracuje z firmą ENER-G Polska, która wydała 6 mln zł na instalację. Zyski ze sprzedaży prądu są dzielone po połowie.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?