Sobotni incydent po siatkarskim meczu Mostostalu Azoty Kędzierzyn-Koźle z Galaxią Starter mBank AZS Częstochowa odbił się szerokim echem w mediach całego kraju. Po drugim przegranym spotkaniu, prezesowi Galaxii Andrzejowi Gołaszewskiemu puściły nerwy. Wściekły za porażkę uderzył w twarz Michała Bąkiewicza. O mało nie doszło do bijatyki. Interweniował Arkadiusz Gołaś.
Prezes nie wytrzymał, bo drużyna przegrała na własne życzenie. Po pierwszym zwycięskim secie, w drugim prowadziła już 18:13. Jak twierdzą świadkowie, szef klubu nie sprawiał wrażenia mocno stąpającego po ziemi. W dodatku od początku sobotniego pojedynku prezentował się w szaliku Mostostalu.
"Cios w twarz", "Furia prezesa", "Rękoczyny na parkiecie" - to niektóre z tytułów materiałów prasowych dotyczących incydentu.
Sam prezes wyraża skruchę. - Strasznie ubolewam nad tym, co się stało. Nie powinienem się tak zachować. Emocje wzięły górę nad rozsądkiem - mówi.
Twierdzi, że od niedzieli próbował się skontaktować z zawodnikiem, by go przeprosić, lecz ten nie odbierał telefonu.
- W sobotę go obraziłem. Nie widzę powodu, aby go publicznie nie przeprosić - odpowiada na pytanie.
Jest świadom swojej winy i nie zamierza szukać usprawiedliwienia w okolicznościach. Nie zbywa też dziennikarzy wyłączonym telefonem. W miniwywiadzie dla jednej z gazet stwierdził, że nie zamierza się podać do dymisji. Wczoraj przed południem nam z kolei potwierdził, że jest gotów oddać się do dyspozycji zarządu klubu.
Na poniedziałkowym posiedzeniu zarządu jednym z punktów były zbliżające się mecze Galaxii z Mostostelem w Częstochowie, drugim zachowanie się prezesa w Kędzierzynie-Koźlu. Zawodnicy mają zapisany w kontraktach zakaz wypowiadania się dla mediów w drażliwych sprawach bez konsultacji z zarządem i sponsorami. Oficjalnie nie mogą więc podejmować tematu.
- Mam nadzieję, że nie ujdzie mu to płazem - mówi jednak jeden z nich prosząc o anonimowość. - Myślę, że nikt ze sponsorów nie będzie się chciał identyfikować z takim zachowaniem.
Do mocnych słów ze strony prezesów i trenerów polscy siatkarze są przyzwyczajeni. Kiedy jest dobrze, klepią ich po plecach. Gdy przegrywają, sypią się na nich gromy.
- To, że prezes może zwyzywać zawodników po meczu, to jego prawo. Tak jest we wszystkich klubach, nie tylko w naszym, ale nie słyszałem żeby kiedyś uderzył zawodnika - twierdzi nasz rozmówca.
W klubie kibica nie zamierzają zajmować oficjalnego stanowiska w sprawie incydentu. - Nie myślimy tego komentować w prasie. To co ukazało się w częstochowskiej gazecie, że prezes został jakoby napadnięty przez nas i uderzony w głowę butelką, to nieprawda - powiedział Krzysztof Marynowski. Dwaj inni kibice podkreślają raczej zasługi prezesa Gołaszewskiego dla klubu, a przede wszystkim to, że potrafił pozyskać tak wielu sponsorów. Choć są zbulwersowani zajściem, nie twierdzą, że powinien odejść.
Wczoraj o godz. 19 skończyło się posiedzenie zarządu klubu. Dymisja Andrzeja Gołaszewskiego została przyjęta.
- Myślę, że nie ma ludzi niezastąpionych. Swoim doświadczeniem, wiedzą i kontaktami na pewno będę klubowi pomagał jak mógł. Jeżeli tylko koledzy będą tego chcieli. Tak jak przez prawie dwadzieścia lat jestem sponsorem klubu, tak nim nadal pozostanę. Z Michałem umówiliśmy się na jutro rano i myślę, że uda mi się go przeprosić - powiedział były szef zarządu klubu.
Do czasu wyborów funkcję prezesa pełnić będzie dotychczasowy zastępca A. Gołaszewskiego do spraw finansowych Ryszard Kosman.
Andrzej Gołaszewski związany jest z AZS-em od 1988 r. najpierw jako sponsor, a później jako członek zarządu. Od 1995 r. pełni funkcję prezesa. Za jego kadencji AZS wywalczył dwa razy mistrzostwo Polski, dwa razy srebrny medal i raz brązowy. Drużyna zdobyła także Puchar Polski i dwukrotnie zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów. W tym roku zajęła trzecie miejsce w rozgrywkach Top Teams Cup.
Rafał Gawroński:
- Człowiek na takim stanowisku nie powinien się tak zachować. To było nie na miejscu. Mogli to wyjaśnić później w szatni. Zrobił dla klubu bardzo wiele. Nie mnie sądzić jednak czy powinien podać się do dymisji.
Tomasz Rauch:
- Na pewno w jakiś sposób takie zachowanie go dyskredytuje. Jeśli to prawda, byłoby to bardzo przykre. Czasem człowiek z trudem panuje nad odruchami. Powinien podać się do dymisji, ale czy powinna być ona przyjęta, to druga sprawa.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?