Ja jestem doktor Ojboli, każdego wyleczę powoli, leczę wszystkie zwierzęta o najmniejszym robaczku pamiętam - mówi zabawnym głosikiem lekarz, specjalista od schorowanych kukiełek. Doktor Ojboli to jedna z najstarszych gwiazd Teatrzyku Arlekin z Częstochowy.
Kukiełki zadomowiły się w Częstochowie przeszło pięćdziesiąt lat temu. Wszystko zaczęło się w kwietniu 1951 roku. Wtedy Czesław Rodos-Siemiński znalazł szmacianą lalkę na przydomowym śmietniku. Oczyścił ją, wyprał i postanowił wysuszyć w piekarniku. Ta niestety spaliła się.
- Zaczęłam płakać. Wtedy ojciec obiecał, że zrobi mi nową. Pomógł mu w tym znany plastyk, lalkarz i dekorator Jan Znamierowski. Tato skonstruował pierwszą lalkę, potem drugą i następne - wspomina Ludmiła Nagłowska, córka zmarłego w tym roku aktora rewiowego przedwojennej Polski i znanego wszystkim dzieciom mistrza kukiełkowego.
Częstochowskie pacynki
W 1952 roku Czesław Rodos-Siemiński założył jednoosobowy teatrzyk kukiełek i żywego aktora "Mój Przyjaciel". Ten stał się frajdą dla wszystkich przedszkolaków i dzieci ze szkół podstawowych, ośrodków wychowawczych w całym ówczesnym województwie katowickim. Pierwsza sztuka "Czarodziejski dzwoneczek" na długo zapadła pani Ludmile w pamięci.
- Jako mała dziewczynka wystąpiłam w tej bajce. Grałam myszkę - opowiada. Wyciąga kolejne teczki, w których przechowuje scenariusze do bajek napisane przez Rodosa. Kiedy w 1962 roku ojciec pani Ludmiły przeszedł na rentę, nie rozstał się z kukiełkami. Jeździł po całej okolicy z walizką pełną pacynek i wystawiał kolejne sztuki w szpitalach, ośrodkach wychowawczych, domach opieki społecznej. Pracował charytatywnie.
W jego walizce można było znaleźć cały świat bajkowy. Podróżował w niej: Smok Pożeracz, Wojtuś, Matka Wojtusia, Leśny Dziadek...
- Ojciec grał sam. W rękach trzymał dwie kukiełki i zmieniając głos opowiadał przeróżne historie.
Kukiełki w klubie
Pani Ludmiła od dziecka kocha kukiełkowe stworki. Od 17 lat prowadzi Teatrzyk Arlekin w klubie osiedlowym SM Nasza Praca. Jej najstarsza pacynka liczy 25 lat. To Leśny Dziadek. Staruszek grywał setki razy w "Tomciu Paluszku" i w bajce o "Leśnym Dziadku".
- Chodzi po lesie, spotyka krasnoludka i razem szukają drzew. Potem tłumaczą ich nazwy - relacjonuje pani Ludmiła. - Najstarsza bajka to "Czarodziejski dzwoneczek". Grałam ją, gdy miałam 9 lat i teraz znowu ją wystawiam. Jest wzorowana na "Kopciuszku". Występuje w niej myszka, Masza, niedźwiedź. Bardzo ważną rolę odgrywają dzwoneczki. Nie będę jednak zdradzać szczegółów.
Ulubiona kukiełka Ludmiły Nagłowskiej to Kopciuszek. Pacynka przyszła na świat 12 lat temu.
- Pamiętam, jak tata robił ją na żarówce. Najpierw naklejał kilka warstw papieru, potem malował oczy, usta, a na koniec wyciągał żarówkę z tak uformowanej głowy.
Teraz 260 kukiełek zadomowiło się w osiedlowym klubie Naszej Pracy. Tutaj mieści się Arlekin. Lalki przyciągają wszystkie dzieci.
- Jawajki są na kijach i drucikach. Pacynki, to inaczej lalki rękawiczkowe, a marionetki mają żyłki - tłumaczą mali artyści. Na próby teatrzyku przychodzą popołudniami. Uczą się ról i trzymania lalek. Nieraz narzekają na bolące ręce, ale nie rezygnują z aktorstwa. Mówią, że ich bajki są smutne, ale tylko na początku. Koniec jest zawsze zabawny.
- Krasnal Michałek to wesołek, zawsze ma uśmiechniętą minę. A najsmutniejszy jest zbój i go nie lubimy - objaśniają.
Setki imion
W klubie mieszkają także kruki, łabędzie, węże, myszki i brzydkie kaczątko. Są królewny, królewicze, krasnale, rozbójnicy, baby Jagi...
- Często przychodzą do mnie rodzice i przyprowadzają dzieci mówiąc, że kiedyś tu grali i chcą, żeby ich pociechy nauczyły się sztuki lalkarskiej - śmieje się pani Ludmiła. - Praca z kukiełkami jest trudna. Trzeba mieć siłę w rękach. To ciężki kawałek chleba nawet dla wprawionego aktora.
Pacynki, marionetki, jawajki mają imiona. Są ich setki. Każda z nich ma odpowiednią rolę. Doktor Ojboli leczy wszystkie zwierzęta i uzdrawia je. Groźny zbój napada na bezbronne zwierzęta. Leśny Dziadek uczy nazw drzew. Są także księżniczki: Pierliczanka, Wędrowniczka i Hulajnuszka.
- Nazywam się Krasnal Michałek, zbudowałem statek, ale nie taki zwyczajny statek. Kolorowy statek i popłynę nim tam, gdzie są ogromne palmy, lwy i hipopotamy. Ale nie sam, z drugim podróżnikiem, z takim, żeby potrafił wdrapać się na drzewo, tak jak ja. Cóż pojadę i poszukam takiego zucha - to jedna z bajek, która żyje do dziś. Napisał ją przed laty dla swojej małej widowni Czesław Rodos-Siemiński.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?