Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lekcja pokory dla medyków, czyli jak mała Gloria z Częstochowy do akt Watykanu trafiła

Violetta Gradek
Joanna i Jacek Wronowie z najmłodszą córeczką Glorią, której przyjście na świat uważają za boży cud.
Joanna i Jacek Wronowie z najmłodszą córeczką Glorią, której przyjście na świat uważają za boży cud.
Mówiono, że życie nie było jej pisane. Przyszła na świat zaledwie po sześciu miesiącach od poczęcia. Wcześniak miał poważną wadę serca i rozdęte jelita.

Mówiono, że życie nie było jej pisane. Przyszła na świat zaledwie po sześciu miesiącach od poczęcia. Wcześniak miał poważną wadę serca i rozdęte jelita. W maleńkim organizmie nie zdążyły rozwinąć się właściwie nerki i pęcherz. Dziecko powinno umrzeć. Rodzice już wcześniej wybrali imię dla nienarodzonej córki - Gloria, czyli Chwała. Na chwałę Marii, matki Jezusa.

Kiedy lekarze nie dawali żadnych szans małej, jej matce pozostawała jedynie modlitwa. Do Jezusa, Marii i papieża Polaka, którego fotografia z wyciągniętymi przyjaźnie ramionami wisiała nad jej łóżkiem w klinice położniczej. Szczególnie do niego.

To, że Gloria Maria Wrona z Częstochowy jednak przeżyła, wszyscy jej najbliżsi uznają za cud. Dziś dziewczynka rozwija się i rośnie jak każde inne dziecko. A zadziwiający przypadek częstochowianki Glorii przez Watykan został uznany za dowód na świętość Jana Pawła II.

Dziewięć dni modlitwy

- Byłam przekonana, że coś z tą ciążą będzie nie tak, choć dwie poprzednie były w porządku - wspomina Joanna Wrona, mama Glorii czas sprzed dwóch lat. W maju 2005 roku krwawiąca kobieta trafiła do szpitala z diagnozą zagrożonej ciąży. Wszystko co najgorsze potwierdziły badania USG przeprowadzone w klinice Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach.

- Córeczka ważyła 467 gramów, a to był 27. tydzień ciąży. Jej szanse na przeżycie były zerowe - opowiada Joanna.

Szef kliniki prof. Jerzy Sikora stwierdził u dziecka hipotrofię asymetryczną. Gloria miała niedowagę, a jej organy wewnętrzne zatrzymały się w rozwoju. Każdy na innym etapie.

- Profesor przygotowywał nas na najgorsze. Obawiał się, że dziecko nie przeżyje porodu albo nawet już obumrze w moim łonie Wiedział, że mamy dwoje zdrowych silnych dzieci, córki Dominikę i Wiktorię. Wróciłam do domu przygnębiona - wspomina Joanna.

- Wtedy zaczęłam się modlić do Matki Boskiej, tak jak nasz papież. Miałam obrazek święty, który Jan Paweł II wziął do rąk i pobłogosławił na Wawelu w 1983 roku. Zaufałam i modliłam się tak przez dziewięć dni - mówi mama Glorii.

Kolejne badanie USG w katowickiej klinice wykazało, że choć Gloria nadal wykazuje oznaki życia, wody płodowe chroniące maluszka odeszły całkowicie.

- To było zadziwiające, że przez te dziewięć dni, kiedy stan ogólny mojej ciąży się pogarszał, Gloria podwoiła wagę. Ważyła 860 gramów. Mimo tego że było gorzej, stało się lepiej - opowiada pani Joanna. Spokoju przyszłej mamie starczyło na krótko.

Znak czy zwykła pomyłka

- Okazało się, że dziecko ma słabe serce, nie ma nerek i pęcherza, więc nie może żyć poza moim organizmem. Lekarze sugerowali, żeby jak najszybciej tej ciąży się pozbyć. Jestem osobą wierzącą i nie zgodziłam się na to - mówi Joanna.

Zdaniem konsylium naturalny poród byłby jednak zagrożeniem dla życia kobiety. Joanna zwlekała ze zgodą na operację usunięcia ciąży. Byłaby to przecież aborcja.

Największy wpływ na decyzję Joanny miał o. Mieczysław Wnękowicz z zakonu franciszkanów. Powiedział kobiecie, że ma przeczucie, iż zabieg trzeba wykonać natychmiast. Duchowny miał ze sobą stułę słynnego cudotwórcy i stygmatyka ojca Pio. I razem z Joanną modlił się, wykorzystując relikwie św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

W dokumentach, które przedłożono jej w klinice przed operacją, nie było nic o aborcji czy usuwaniu ciąży. Joanna Wrona napisała: "Wyrażam zgodę na przeprowadzenie cesarki w związku z wadami płodu umożliwiającymi mu życie poza organizmem matki". A powinno być przecież - "uniemożliwiającymi".

Przed samym zabiegiem Joannie Wronie przyszło jeszcze zadecydować, co zrobi z martwym ciałem dziecka: czy zabierze ze sobą, czy pozwoli skremować od razu w klinice.

Poprosiła jeszcze o chrzest dziecka. Imiona Gloria Maria wybrali wcześniej z mężem. Chwilę się wahała, bo przecież "Gloria" znaczy "Chwała". A jaka tu chwała, kiedy imiona trafią od razu na nagrobek cmentarny.

- Leżałam sama w sali przedoperacyjnej, a naprzeciwko mnie wisiał krzyż. W pewnym momencie usłyszałam głos: "Po bólu rodzenia następuje radość macierzyństwa". I tak trzykrotnie - wspomina Joanna. - Więc powiedziałam do Pana Jezusa, że u mnie nie będzie radości macierzyństwa. Będzie tylko ból rodzenia.

Nocny stukot wózków

Kiedy Joanna Wrona obudziła się po operacji, dowiedziała się z zaskoczeniem, że jej mała Chwała wciąż żyje. Matkę przeniesiono do pojedynczej sali na uboczu. Żeby nie miała kontaktu z kobietami, którym dzieci przywożono do karmienia. Żeby nie łudziła się nadziejami.

Na drugim końcu korytarza był oddział neonatologiczny, gdzie leżała mała Gloria Maria. I w nocy, kiedy siostry rozwoziły dzieci do karmienia, słychać było stukot tych wózeczków. Joanna nie spała mimo podawanych leków nasennych. Nasłuchiwała z wytężoną uwagą. Jeśli wózek przejeżdżał dalej, była przekonana, że wiezie martwą Glorię do prosektorium. I wtedy w nocy bała się najbardziej.

Kiedy rankiem otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą kalendarz ze zdjęciem Jana Pawła II, w takim samym geście wyciągniętych rąk jak na obrazku, do którego się modliła. Chwilę później radosną informację przyniosła jej lekarka z nocnego dyżuru - Gloria zaczęła siusiać, a więc działała przynajmniej jedna nerka i pęcherz. Dziewczynka była ruchliwa, życie w niej tętniło. I co niesłychane, mimo że ważyła tylko 86 dag, Gloria oddychała samodzielnie, bez pomocy respiratora.

- Patrząc wtedy na obraz Ojca Świętego wiedziałam, komu zawdzięczam to, że moja córeczka przeżyła to wszystko. Byłam pewna, że już nic jej już nie zagrozi - mówi Joanna.

Kolejne siedemdziesiąt dni Gloria spędziła w Górnośląskiego Centrum Matki i Dziecka. Przetrwała nawet posocznicę, choć ważyła ledwo 77 dag, a jej słaby organizm był całkowicie nieprzygotowany do samodzielnego życia.

- Wieść o sepsie Glorii nawet nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Przyjęłam to tak, jakby moje starsze córki: Dominika czy Wiktoria, zdrowe, silne dziewczyny dostały kataru. Jak ona już przeżyła ciążę i poród, to po to, by o czymś zaświadczyć - jest przekonana Joanna.

Gloria i ciąg dalszy

Kiedy Joanna Wrona zabierała Glorię do domu po ponad dwóch miesiącach w szpitalu, dziecko nadal nie było w najlepszej kondycji. Mała miała zmiany w mózgu, krwawienia śródczaszkowe drugiego i trzeciego stopnia, torbiel przegrody przezroczystej w mózgu. Także retinopatię drugiego stopnia, sześć czynników uszkodzenia słuchu na dziesięć, a przez bezwodzie w łonie matki - biodra uszkodzone i dużą przepuklinę pępkową.

- Zabierając dziecko z kliniki wiedzieliśmy, że będzie niepełnosprawne, na pewno w jakimś stopniu upośledzone. Nosiłam ją, przytulałam, śpiewałam. Była malutka, na jednej ręce mi się mieściła. Można było z nią zamiatać, sprzątać, gotować - opowiada Joanna.

Przez rok Joanna nie odstępowała córki ani na chwilę. Zabierała ją na zebrania w szkole, nawet na basen. Jeździła z Glorią na zajęcia do logopedy, które zalecono Wiktorii.

Dzisiaj Gloria Maria ma już półtora roku. Chodzi, mówi.

- Mamo, mamo, Kubusia - prosi Joannę, wdrapując się na jej kolana. I wciska jej do ręki książeczkę z Kubusiem Puchatkiem. U dziewczynki nie ma żadnych śladów tego, co przeszła. Retinopatia cofnęła się samoistnie. Gloria słyszy idealnie.

- To było coś nadzwyczajnego, cud - mówi tata dziewczynki, Jacek Wrona, wykładowca Wyższej Szkoły Policyjnej w Szczytnie. Z dumą patrzy na biegającą po pokoju córeczkę. - Lekarze, którzy wcześniej nie dawali jej szans przeżycia, przyznali, że to była dla nich lekcja pokory.

Teraz Wronowie chcą przyjąć do swojego domu niepełnosprawną Monikę, dziewczynę z porażeniem mózgowym. Zobaczyli ją w telewizyjnym programie o dzieciach z ośrodka w Jaszkotlach, kiedy mówiła, jak bardzo by chciała, żeby ktoś ją pokochał.

- Monika jest takim dalszym ciągiem naszej Glorii - mówią Joanna i Jacek. Byli już razem z dziewczynkami na feriach w Zakopanem. - Zrobimy wszystko, żeby Monika dołączyła do naszej rodziny i została z nami na stałe - zapewniają.

Dowód świętości papieża Polaka

Joanna Wrona pisała pamiętnik, w którym notowała, jak przebiegała ciąża. Później zapisywała, jak Gloria się rozwija. Gdy dziecko skończyło rok, w jego intencji odbyła się uroczysta msza na Jasnej Górze, a mała Gloria ofiarowała Matce Boskiej serce ze szczerego złota z napisem: "Gloria Maria".

Jacek Wrona na podstawie dziennika żony napisał książkę, którą wydał na własny koszt. Rodzice Glorii chcieli w ten sposób podziękować tym osobom, które wspierały ich w tym trudnym dla nich czasie. Jeden z egzemplarzy wysłali Postulacji do spraw Beatyfikacji i Kanonizacji Sługi Bożego Jana Pawła II. Historia narodzin i wyzdrowienia Glorii była analizowana przez Watykan i została włączona do grona cudów będących dowodami na świętość papieża Jana Pawła II.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czestochowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto