Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uzdrowione Glorii Wrony z Częstochowy. Cuda Jana Pawła II

Redakcja
Gloria Maria w wieku dwóch i pół lat
Gloria Maria w wieku dwóch i pół lat fot. ANDRZEJ WIKTOR
Do Watykanu trafiło kilka tysięcy świadectw osób, które twierdzą , że dzięki Janowi Pawłowi II zostały uzdrowione. Wśród nich historia Glorii Wrony z Częstochowy. Wybrano 240 z nich - najmocniej świadczących o cudzie. Ostatecznie zbadano i uznano za cud uzdrowienie z choroby Parkinsona zakonnicy Marie Simon-Pierre z Francji - piszą Wioletta Gradek-Konieczna i Aldona Minorczyk-Cichy

Gloria Maria Wrona ma pięć i pół roku. Jest zdrową, niezwykle energiczną i wiecznie uśmiechniętą dziewczynką. We wrześniu pójdzie do szkoły. Ale teraz w głowie ma harce. Właśnie razem z rodzicami i rodzeństwem jest na feriach w Zakopanem. Wspina się po górach, uczy się jeździć na nartach, turla się w śniegu. Po prostu - zwykłe, szczęśliwe dziecko, jakich wiele. Nie jest do końca świadoma, że nad cudem jej narodzin i uzdrowienia w Watykanie głowili się duchowni i medycy. Częstochowianka Gloria Maria to jeden z przypadków, który był rozpatrywany w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II!

Lekarze nie dawali jej żadnych szans. Wierzyła w nią tylko jej mama Joanna. Modliła się do Jana Pawła II. Gloria Maria urodziła się w szóstym miesiącu ciąży. Nie miała prawa żyć. Wada serca, niewykształcone prawidłowo nerki i wątroba. Ale stał się cud.

Ciąża od początku była zagrożona. Małżonkowie Joanna i Jacek Wronowie krążyli od lekarza do lekarza.

- To był 27. tydzień ciąży. Gloria ważyła 467 gram. Jej szanse na przeżycie były równe zeru - wspomina Joanna Wrona.

Taki wyrok usłyszeli w Klinice Położnictwa i Ginekologii Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach. Prof. Jerzy Sikora, szef kliniki, zdiagnozował u Glorii hipotrofię asymetryczną. To oznaczało, że u dziecka organy wewnętrzne zatrzymały się na pewnym etapie rozwoju. Joanna niedługo potem trafiła do szpitala. Jej mąż Jacek, wykładowca Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, musiał zaopiekować się córkami Dominiką i Wiktorią.

- Byłam przygnębiona. Zaczęłam się modlić do Matki Boskiej za pośrednictwem Ojca Świętego. Miałam obrazek z odręcznym napisem, że Jan Paweł II wziął go do rąk i pobłogosławił z myślą o chorych na Wawelu w 1983 roku - wspomina Joanna.

Lekarze nalegali na operację i szybkie rozwiązanie ciąży, która zagrażała życiu matki. Joanna nie chciała.

- Jestem wierząca i chciałam donosić tę ciążę dokąd się tylko da. Jeśli dziecko ma umrzeć, niech to się stanie naturalnie - opowiada Joanna.

Lekarze nadal naciskali. Odwlekanie operacji, naturalny poród dziecka i tak skazanego na śmierć - groziło powikłaniami, nawet koniecznością usunięcia macicy. Joanna postanowiła porozmawiać z duszpasterzem szpitalnym. Franciszkanie, którzy do niej przyszli powiedzieli, że jeśli zgodzi się na zabieg, będzie to aborcja.

- Byłam bliska, by zrezygnować z operacji, gdy jeden z duchownych zaproponował konsultację z etykiem franciszkańskim, ojcem Mieczysławem Wnękowiczem. A on powiedział mi, że ma przeczucie, że tę operację trzeba wykonać natychmiast. Powiedział, że ma na sobie stułę ojca Pio. Pomodlił się razem ze mną nad relikwiami św. Teresy od Dzieciątka Jezus - wspomina Joanna.

Zgodziła się na zabieg. To były najtrudniejsze chwile w jej życiu. Leżąc w sali przedoperacyjnej spoglądała na krzyż i modliła się. W pewnej chwili usłyszała głos, który trzykrotnie wypowiedział słowa "Po bólu rodzenia następuje radość macierzyństwa".

- Pomyślałam, że u mnie będzie tylko ból. Poprosiłam o ochrzczenie córeczki imionami Gloria Maria. Trochę się zawahałam, bo jaka to chwała Maryi, gdy te imiona znajdą się na nagrobku - mówi Joanna.

Wtedy po raz pierwszy poczuła ruchy dziecka. To tylko spotęgowało jej cierpienie. Była świadoma, że jej "tak" na operację zakończy kruche życie, które w sobie nosi.

Kiedy wybudziła się po zabiegu dowiedziała się, że dziewczynka przeżyła, ale jej stan jest ciężki. Bardzo się denerwowała. Usnęła dopiero nad ranem. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą kalendarz ze zdjęciem Jana Pawła II. Niemal taki sam, jak ten, do którego modliła się o życie dla Glorii. Wtedy też przyszła lekarka i powiedziała, że u dziecka pojawiły się pierwsze kropelki moczu. To zaś oznacza, że dziewczynka ma przynajmniej jedną nerkę i pęcherz. Jest ruchliwa. Widać, że bardzo chce żyć. I co niesłychane - mimo że waży zaledwie 860 gram, oddycha samodzielnie.

- Spojrzałam na obraz Ojca Świętego i wiedziałam, że jemu zawdzięczam to szczęście - mówi Joanna.

To jednak nie był koniec walki. Następnego dnia Gloria została przewieziona do Górnośląskiego Centrum Matki i Dziecka w Katowicach. Spędziła tam 70 dni. Miała posocznicę.

- Przyjęłam to spokojnie. Tak, jakby moje starsze córki - Dominika czy Wiktoria - zdrowe i silne dziewczyny - po prostu złapały katar. Skoro Gloria przeżyła, to po to, aby o czymś zaświadczyć - podkreśla Joanna.

Codziennie jeździła do Katowic z pokarmem. I nawet przez sekundę nie pomyślała, że może już jej tam nie zastać żywej. Kiedy po 70 dniach Gloria w końcu opuszczała klinikę - wypis nie brzmiał optymistycznie. Miała zmiany w mózgu, krwawienie śródczaszkowe, torbiel w mózgu. To były efekty niedotlenienia. Były też problemy ze wzrokiem i słuchem. Do tego uszkodzone bioderka i przepuklina pępkowa.

- Zabierając dziecko z kliniki dobrze wiedzieliśmy, że będzie niepełnosprawne, w pewnym stopniu upośledzone - mówią Wronowie.

Po powrocie do domu rozpoczęli rehabilitację dziewczynki. Chcieli nadrobić dwa miesiące, kiedy byli osobno. - Nosiłam ją, przytulałam, śpiewałam. Była taka malutka, że mieściła się na jednej ręce. Można było z nią zamiatać, sprzątać, gotować - uśmiecha się Joanna.

Przez rok nie zostawiła jej samej nawet na chwilę. Zabierała ją ze sobą wszędzie - do szkoły na wywiadówkę, do sklepu, czy do logopedy z Wiktorią.

Gloria bardzo szybko zaczęła się odwdzięczać rodzicom za to poświęcenie. Błyskawicznie zaczęła nawiązywać kontakt, gaworzyć. Kiedy miała półtora roku, już chodziła i mówiła. Teraz ma pięć i pół roku. Jest przedszkolakiem, a od września wybiera się do szkoły. Świetnie rozwija się fizycznie i umysłowo. Wzrostem nieco różni się od rówieśników. Ale za to przerosła ich emocjonalnie. Jest otwarta, ciekawa świata. Z niezwykłą łatwością nawiązuje kontakty. Retinopatia cofnęła się samoistnie. Słyszy idealnie.

- To było coś nadzwyczajnego, cud - mówi Jacek Wrona. Z dumą patrzy na córeczkę śmiało zjeżdżającą na nartach po stoku. - Lekarze, choć wcześniej nie dawali jej szans przeżycia, przyznali

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto