Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Levi Henriksen: Bycie ojcem mnie zmieniło [ROZMOWA NaM]

Karolina Kowalska
levi henriksen rozmowa
levi henriksen rozmowa materiały prasowe
Levi Henriksen przyjechał z mroźnej, zimowej Norwegii na kilka dni do - tylko nieco cieplejszej - Warszawy, aby opowiedzieć o swojej pierwszej powieści "Śnieg przykryje śnieg", która została w kraju autora bestsellerem, a krytycy zgodnie nazwali ją objawieniem. Dla nas Levi Henriksen obala parę mitów o Norwegach i tłumaczy, dlaczego dla dzieci powinno się pisać tak, jak dla dorosłych czytelników.

Akcja w Pana powieściach toczy się w miejscowości o nazwie Skogli. To jakieś miejsce mityczne, podobne do miejsca, w którym Pan dorastał?
Rzeczywiście, te miejscowości są do siebie bardzo podobne, ale nie wymagało to ode mnie szczególnie dużej wyobraźni. Oczywiście Skogli wciąż się rozrasta. Jeśli w jakiejś książce fabuła wymaga wykreowania pola golfowego czy domu spokojnej starości, mogę je bez problemu powołać do życia. To wielka zaleta pisania o fikcyjnym miejscu. Gdybym rzeczywiście opisywał swoją rodzinną miejscowość, ograniczałaby mnie rzeczywistość i nie miałbym takiej swobody.

Czy coś łączy Pana z Danem Kaspersenem, bohaterem Pana najwnoszej powieści - „Śnieg przykryje śnieg”?
Wiele wspomnień Dana Kaspersena to tak naprawdę moje wspomnienia. Ukradłem je dla Dana ze swojego życia, ze swojej pamięci. Na przykład moment, w którym nagrywa na magnetofon opowieści swojego dziadka – ja robiłem dokładnie to samo. Wiele łączy mnie z głównym bohaterem – pochodzenie, wiek i właśnie większość wspomnień.

Czy w książce znajdziemy coś charakterystycznego dla dorastania w Norwegii?
Urodziłem się w 1964 r., tak samo jak Dan Kaspersen. Obaj należeliśmy do kościoła zielonoświątkowców. Zresztą cała moja rodzina była jego częścią i bardzo długo myślałem, że to normalne i każdy do niego należy. Kiedy poszedłem do szkoły, stałem się przez to outsiderem, bo nie wolno mi było robić wielu rzeczy, takich jak np. oglądanie telewizji czy słuchanie rocka, które zielonoświątkowcy uważali za grzech. Obaj dorastaliśmy w małej miejscowości, w hermetycznym środowisku. Myślę, że to bardzo typowy element wspomnień o dorastaniu w Norwegii w latach 70. - element, z którym wielu Norwegów może się utożsamiać. Starałem się uczynić ze Skogli miejsce uniwersalne. Myślę, że sztuka polega na kształtowaniu takich uniwersalnych punktów odniesienia, na tym, że bierzesz coś bardzo osobistego i przetwarzasz to tak, aby nabrało właśnie takiego charakteru.

„Śnieg przykryje śnieg” oparte jest na silnej więzi emocjonalnej pomiędzy braćmi. Czy jest to uczucie Panu znane?
Mam trójkę rodzeństwa. Mój brat jest o czternaście lat starszy ode mnie, a siostry są jeszcze starsze niż on. Dlatego, gdy dorastałem, nie czułem tej braterskiej więzi za jaką zawsze tęskniłem. Bardzo brakowało mi takiej relacji, więc teraz często ją opisuję. Czuję, że to bardzo silne uczucie. Wprawdzie bracia czasem rywalizują ze sobą, ale są też świetnymi przyjaciółmi. Bohaterowie mojej książki stracili rodziców w młodym wieku, mieli wtedy 18 i 16 lat. Dan czuje, że musi opiekować się bratem i zastąpić mu ojca, mimo że to właśnie Jakob jest nich z dwóch silniejszy. Pisanie o relacji między siostrami jest dla mnie dużo trudniejsze, wiem, bo podejmowałem już ten temat w niektórych swoich opowiadaniach. Natomiast na kartach książki „Śnieg przykryje śnieg” chciałem podkreślić właśnie tę wyjątkową więź braterską. Chyba najlepiej oddaje ją zdanie wypowiadane przez jednego z bohaterów książki, który mówi, że chociaż bracia nie byli podobni do siebie, kiedy widziało się tylko jednego z nich, czuło się, że kogoś obok brakuje.

Na kartach Pana powieści wyraźnie widać pewną samotność w relacjach pomiędzy ludźmi. Czy ten dystans jest typowy dla Norwegów?
W Norwegii chyba równie często odczuwa się samotność, co bliskość. Moja rodzina trzymała się bardzo blisko, ale z drugiej strony byłem na tyle młodszy od rodzeństwa, że traktowałem ich bardziej jak ciocie i wujka niż siostry i brata. W Norwegii relacje rodzinne są bardzo ważne, ale też sporo osób nie odczuwa wynikającej z nich bliskości. W książce w pewnym momencie wujek zastępuje Danowi ojca. Pokazuję jak ci mężczyźni się od siebie różnili. Ojciec Dana był bardzo zasadniczy, zajmował wysoką pozycję w kościele zielonoświątkowców, podczas gdy jego brat podróżował po świecie jako marynarz. „Śnieg przykryje śnieg” to opowieść o długiej drodze powrotnej do domu rodzinnego. Główny bohater przez całą książkę stara się odciąć od Skogli i dopiero na samym końcu książki mówi o sobie „Dan”, zaczyna mówić w dialekcie typowym dla rodzinnej miejscowości i akceptuje to, kim jest.

Dialekty językowe sprawiają wrażenie silnej osi, wokół której bohaterowie budują swoją tożsamość.
Tak, ale w rzeczywistości te dialekty szybko znikają, już nawet małe dzieci z mniejszych miejscowości mówią tak, jakby urodziły się w Oslo. Ludzie w całej Norwegii, a zwłaszcza na wschodzie, zaczynają brzmieć tak samo i tracą tę lokalną tożsamość. Opowiadałem o tym, jak nagrywałem dziadka na kasety – kiedy byłem mniej więcej w czwartej klasie podstawówki i słuchałem tych opowieści, uznałem, że ten dialekt brzmi okropnie, dlatego sam zacząłem mówić, jakbym urodził się w Oslo. Pamiętam, że mój brat bardzo się z tego śmiał. Teraz nie ma już dużej różnicy, czy wychowujesz się w mieście czy na wsi. Może jeszcze tylko na północy jest trochę inaczej.

Z Pana prozy wynika, że Norwegia to kraina, w której nietrudno nabawić się depresji. Pogoda przygnębia, a alkohol leje się strumieniami.
Pamiętajmy, że to fikcja, więc w książce ciemne rzeczy są ciemniejsze, a te białe jeszcze bielsze. Norwegowie są uzależnieni od prognozy pogody. Kiedyś moi rodzice, teraz moja żona, oglądają prognozy z niemal religijną fascynacją. W tym kraju zima trwa od października do kwietnia, w tym czasie wszystko nieco zwalnia, spędzamy dużo czasu w domach, ale nie wiem czy jesteśmy bardziej podatni na depresję niż reszta Europejczyków. U nas też funkcjonują mity – mówi się np., że Finowie są bardzo depresyjnym narodem w porównaniu do Norwegów, Szwedów czy Duńczyków. Lubię podkreślać nastrój bohaterów odnosząc go do opisywanej pogody i krajobrazu. Dlatego w tej książce pada bardzo dużo śniegu i jest mroźno. Jeśli chodzi o alkohol, w książce pije przede wszystkim wujek Dana. Myślę, że to, że Norwegowie piją dużo alkoholu to mit, ale oparty na prawdzie. Kiedyś w małych miejscowościach ludzie z oszczędności pędzili własny alkohol i w każdy piątek i sobotę pili ogromne jego ilości. Ale teraz to się zmienia. Niedawno przeprowadzono badania, z których wynika, że młodzi ludzie nie piją już tyle, co kiedyś. Alkohol jest pewnie formą ucieczki od zimowej depresji – kiedy przez dwa tygodnie dzień w dzień temperatura nie przekracza -20 stopni, samochody nie chcą działać i ciężko w ogóle wyjść na zewnątrz, nie ma wiele innych rzeczy do roboty.

Dan jest niespokojnym duchem. To też zaczerpnął Pan z własnego doświadczenia?
Odkąd byłem małym dzieckiem, zawsze powtarzałem, że chcę zostać pisarzem i muzykiem. Ale dochodzenie do tego zajęło mi sporo czasu. Pierwszą książkę udało mi się opublikować dopiero w wieku 38 lat. Przez wiele lat pracowałem jako dziennikarz, więc miałem kontakt z pisaniem, ale oczywiście nie było to powieściopisarstwo. Grałem długo w zespole, więc tak naprawdę zawsze wiedziałem, co będę robił w życiu. Ale były takie chwile, kiedy czułem się zagubiony. Ożeniłem się, urodziła mi się dwójka dzieci i pomyślałem wtedy „to koniec, teraz na pewno nie zostanę pisarzem, mam prawdziwą pracę i rodzinę, którą muszę utrzymać”. Tak naprawdę jednak bycie ojcem coś we mnie wyzwoliło, zmieniło mnie jako człowieka i wyostrzyło moją wrażliwość. Gdy w twoim życiu pojawia się coś ważniejszego niż ty sam, jakoś łatwiej się pisze.

Łatwiej pisze się książki dla dzieci, czy dla dorosłych?
To zależy od tego, jakim jesteś pisarzem. Nie piszę trudnych psychologicznych książek, po prostu opowiadam historie. I to samo chciałem zrobić, pisząc książkę dla dzieci – stworzyć historię, która zainteresuje dziecko. Napisałem o dziewczynce, której rodzice się rozwodzą. Musiałem oczywiście maksymalnie uprościć sprawę, ale poza tym pisałem właściwie tak samo, jak pisałbym dla dorosłych. Kiedy piszesz dla dzieci, musisz pamiętać tylko, żeby unikać pieprzenia głupot, bo dzieci tego nie znoszą. Musisz być konkretny. Poza tym zasady są takie same – piszesz książkę, która zainteresuje czytelnika i z której po przeczytaniu coś wyniesie.

Czy muzyka ma duży wpływ na Pana pisanie?
Oczywiście. To, że jestem muzykiem wpłynęło na to, że jestem lepszym pisarzem i na odwrót. Obie te części mnie mocno wpływają na siebie. Piszę książkę i wpadam na pomysł, który mogę wykorzystać w piosence. Myślę, że piszę bardziej jak muzyk niż pisarz. Pisząc pierwszy rozdział „Śniegu” słuchałem w kółko pewnej szwedzkiej piosenki, bo chciałem, żeby była w nim wyraźna rytmika – właściwie da się zaśpiewać ten rozdział do rytmu tego utworu.

„Śnieg przykryje śnieg” nazywana jest Pana najlepszą książką i w ogóle wybitnym utworem norweskiej literatury. Odczuwam Pan presje w związku z tymi opiniami?
Tak. Napisałem może 8 książek, ale „Śnieg przykryje śnieg” ciągle jest najważniejszą z nich. Wszystkie inne porównywane są do tej. Ludzie podchodzą do mnie na ulicy i mówią, że przeczytali moją książkę, a ja nawet nie muszę pytać którą, bo niemal zawsze chodzi o „Śnieg przykryje śnieg”. Może byłoby lepiej, gdyby to była moja trzecia książka, nie pierwsza. Mimo wszystko, to przyjemne, kiedy ludzie tak bardzo doceniają twoją twórczość – ciągle dostaję maile czy zdjęcia od ludzi, którzy zabrali tę książkę ze sobą na wakacje i czytają o śniegu na przykład na plaży w Hiszpanii. Cieszę się, że udało mi się napisać taką powieść, ale to z drugie strony też trochę przerażające, bo ciągle czuję, że muszę ją przebić.

Zobacz także: Lapidarium Muzeum Warszawy. Tak będzie wyglądało zadaszenie dziedzińca

Co Pan myśli o planach ekranizacji Pana prozy?
Większość pisarzy marzy o ekranizacji. Na razie nakręcono film na podstawie jednej z moich książek, bardzo się na nim wzruszyłem. Dostałem kilka propozycji scenariusza do „Śniegu…”, ale wszystkie jak na razie odrzuciłem, bo były źle napisane. Jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o tę książkę. Z poprzednim filmem sprawa była prostsza, powstał na podstawie kilku moich opowiadań i nie zależało mi tak bardzo na tym, żeby śledzić produkcję czy próbować na nią wpłynąć. „Śnieg przykryje śnieg” to moja pierwsza powieść, bardzo bliska mojemu sercu i nie wiem, czy kiedykolwiek zgodzę się na ekranizację. To trochę jak oddanie dziecka do adopcji. Musisz mieć pewność, że trafi do dobrych ludzi – nie wiem, czy kiedykolwiek będę na to gotowy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto