Angielski zawodnik, który przez cztery lata zdobywał punkty i medale dla Włókniarza, zmarł wczoraj wieczorem wskutek obrażeń odniesionych na torze we Wrocławiu. O Lee nie zapominają częstochowscy fani i działacze Włókniarza.
- W takich momentach trudno cokolwiek powiedzieć. Cały sport schodzi na dalszy plan. Wszyscy bardzo przeżywamy tę tragedię, bo Lee Richardson jeździł dla Włókniarza, a nasz obecny menedżer Jarosław Dymek przez dwa lata był menedżerem tego zawodnika - mówi Paweł Mizgalski, prezes Dospelu Włókniarza. - To wielka tragedia, a nasz klub składa wyrazy współczucia rodzinie Lee. Przez cały tydzień, będziemy się starali uczcić jego pamięć. Na naszej stronie internetowej będziemy publikować wspomnienia o Lee. W niedzielę na meczu z Toruniem będzie minuta ciszy, a kibice przygotują specjalną oprawę. Zawodnicy wystartują z czarnymi opaskami. Delegacja naszego klubu będzie uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych w Wielkiej Brytanii.
Z wielką tragedią nie może się pogodzić były prezes Włókniarza, Marian Maślanka, który ściągał Anglika do Częstochowy w 2005 roku. - To był taki ambitny chłopak, do tego sympatyczny i życzliwy, zawsze chciał wszystkim pomóc. Nie mogę się pogodzić z tą tragedią to dla mnie wielki cios - mówi Maślanka.
Lee Richardson przez cztery lata był jednym z liderów Włókniarza, zdobywając z nim dwa medale mistrzostw Polski w 2006 i w 2009 roku. Pod tym względem wyprzedził swoich poprzedników Marka Lorama i Joe Screena.
- Naprawdę Mark i Joe jeździli we Włókniarzu przede mną. Nie wiedziałem - dziwił się tuż po podpisaniu kontraktu z Włókniarzem Richardson.
Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?